Z miłości do jedzenia …Przemek Żurek i Patryk Mach w Blue Diamond

„Nie ma bardziej szczerej miłości od MIŁOŚCI do jedzenia”

Przeczytał to zdanie w restauracji, w której zaczynał swoją przygodę. Ujęło go za serce i tam je zapisał. Prowadzi codziennie do  mistrzostwa w fachu. Teraz wie, że to wymagająca miłość, zazdrosna i zaborcza. Czasem nie może się obejść bez potu i łez, ale stokrotnie częściej odpłaca szczerym „dziękuję” gości, ich ukontentowaną miną.

Przyznajmy: po prostu kochamy jeść  – nie chcemy świadomie zrezygnować chociażby z jednego posiłku, a jeśli już go pominiemy, mamy poczucie krzywdy, jakby ktoś odebrał nam coś cennego –  na tym bezspornym fakcie buduje swoją przyszłość. Przemek Żurek. Postanowił, że nie będzie karmił byle czym.  

Od kiedy sięga pamięcią, kucharzył z dziadkiem. Do dziś ma w ustach smak wspólnie wypiekanej chałki drożdżowej, czy fenomenalnych mięs. W domu jedzenie było zawsze na pierwszym miejscu, ale też liczyła się dobra jakość produktu. Tato, który świetnie gotował, popchnął go w stronę gastronomii, do Zespołu Szkół Gospodarczych im. Spytka Ligęzy, w Rzeszowie (jak życie pokazuje, kuźni wielu talentów). Po ukończeniu szkoły wiedział na pewno; to było to.                                                                                               ……na kolana powalił mnie krem z borowików; to istny creme de la creme; mocno esencjonalny, na białym winie, podbity 30% śmietanką. Jakby tego było mało, sporządzony na bulionie z gęsi – tygiel wyrazistych smaków; jest tak bogaty i treściwy, że razem z górką puree ziemniaczanego – zwieńczonej jajkiem przepiórczym –  stanowi zaskakująco sycące danie……….

Arkadiusz Czarnik, Szef Kuchni hotelu Senator (gdzie trafił po szkole), rozpalił go jeszcze bardziej. Był pierwszym nauczycielem, który potraktował go bardzo poważnie, poświęcił mu mnóstwo czasu. Instynktownie wyczuł, że Przemek CHCE się uczyć. Szanował go; wiele  nauczył. Przemek pracował z nim trzy lata. Gdy poczuł, że potrzebuje czegoś nowego, czegoś co rozwinie go dalej…. szczęśliwy los przywiódł go do Blue Diamond, w którym „akurat” zwolniło się miejsce.  W tamtym okresie (jak wieść niosła) ten przybytek, cieszący się wielkim prestiżem i uznaniem, był niedostępny dla nieopierzonych młokosów gastronomii. Słynął ze znakomitych szefów kuchni, jak choćby Michał Kuduk, którego nauki i wytyczne są cały czas drogowskazami dla jego następców.

Kucharz to ciężki kawałek chleba – przyznaje z westchnieniem. Ale zaraz uzupełnia, że praca daje ogromną satysfakcję. Pasja pochłania bezgranicznie; na szczęście ma zrozumienie i akceptację u najważniejszych dla siebie osób. To bardzo pomaga; może – bez stresu – realizować się na polu kulinarnym.  Został Szefem Kuchni w czerwcu 2017 roku. To było jak skok na głęboką wodę. Teraz uważa, że jest to bardzo dobra metoda uczenia. Nieustannie podwyższa sobie poprzeczkę. Przy tym jest niezwykle skromny; sumitował się, gdy chciałam mu zrobić zdjęcia „ z talerzami” . Ja jestem niepotrzebny, dania świadczą o mnie. Bardzo mi zaimponował.  Dokładnie rozumie, że goście dają mu kredyt zaufania i wierzą, że poda im coś wyjątkowego. Rozumie ten „ciężar”, nie chce ich zawieść.                                                                   ……polędwica z dorsza, w towarzystwie perfekcyjnie, al dente ugotowanych brokułów, ozdobiona pomarańczowymi, „mrugającymi oczkami” wyzierających ze skorupek muli, prezentowała się na talerzu zjawiskowo. I tak też smakowała; cudownie chrupiąca panierka (wzbogacona szczypiorkiem), uroczo chrzęściła; różowe połówki rzodkiewek kontrastowały lekko mdławy posmak ryby, dodając jej stosownej ostrości, wespół z przypieczonymi cebulami. Pagórki maślanego puree ziemniaczanego widowiskowo obłożone kawałkami buraka, dodawały kolorytu tej mistrzowskiej kompozycji…….

Drugim filarem potęgi kulinarnej Blue Diamond jest Patryk Mach. Tak samo jak Przemek – absolwent Zespołu Szkół Gospodarczych im. Spytka Ligęzy (!); do hotelowej restauracji trafił zaraz po jej ukończeniu. To już trzeci rok, kiedy tutaj pracuje; od czerwca ubiegłego roku razem z Przemkiem na stanowisku Szefa Kuchni. Cechami osobowości doskonale się uzupełniają, a rozumieją się „w pół słowa”. Patryk mimo młodego wieku ma spore doświadczenie; między innymi odbył staż w Hiszpanii, może poszczycić się pracą z najlepszymi Szefami Kuchni w kraju oraz udziałem w wielu konkursach kulinarnych, z których najważniejszym była Olimpiada kulinarna IKA w Erfurcie 2016 roku. Zdobył tam, wraz z kadrą Polski, srebrny i brązowy medal. Całkiem niedawno zaręczył się. Przyszła małżonka, zawsze uroczo uśmiechnięta, wspiera swoją drugą połówkę z całych sił i mocno trzyma kciuki, gdy walczy o kolejne trofea.

Opowiadając o sobie, ani na chwilę nie zapominają o współpracujących z nimi kolegach. Z całą mocą podkreślają, że stanowią drużynę. Są jak rodzina; dzielą smutki, podwajają radości. Po pracy ciężko się im rozstać. Jak to w rodzinie; wspólnie przeżywają wzloty i upadki. Każdy z nich jest inny i ta inność stanowi wielka wartość, bo pozwala się uzupełniać. Tworzą zgrany team, pomagają sobie wzajemnie. Pełne zrozumienie. W zespole jest siła; zaangażowani bez reszty w misję gotowania na najwyższym poziomie, żyją tym cały czas; nawet na gruncie prywatnym, po opuszczeniu murów hotelu. Kucharzenie wychodzi im na szóstkę, bo nad garnkami unosi się wielka – bezdyskusyjna – miłość do jedzenia. Radosne rozmowy nie milkną, bonusowo okraszone jeszcze uśmiechem młodych, przystojnych Mistrzów Patelni. W takim klimacie rodzą się przesmaczne dania (zrozumiałam dogłębnie ten fenomen); dlatego w ogóle mnie nie dziwiło, że każde, naładowane buzującą energią, jest po prostu  p y s z n e.                Chapeau bas, Panowie!

….policzki wołowe, w towarzystwie kurek, bobu, ziemniaczków w mundurkach. Fenomenalny dobór składników, festiwal tekstur i form; na przykład ożywczy, marynowany „zrolowany” ogórek. Mięso mięciuteńkie; razem z grzybami, bobem, smakowało, oj, smakowało; i ten wpleciony „miedzy wierszami”, idealnie wpasowujący się sos…..   

Z ogniem w oczach opowiadają o eksperymentach i twórczej kreacji komponowania menu (karta zmienia się 5 razy  w roku, oprócz tego są sezonowe wkładki – nad tym pieczę trzyma Patryk), o swoich dokonaniach i zdobytych trofeach. Mają się czym pochwalić; choćby wymienić tylko ostatnie: Galicyjski Kucharz Roku, zdobyte 5 miejsce  podczas Expo Sweet 2017r, laureaci w Narolu „Galicyjskich Smaków Wczoraj, Dziś i Jutro” i 3 miejsca w „Arte Culinaria Italiana 2017”, którego w marcu bieżącego roku będą gospodarzami. Aż momentami trudno uwierzyć, że dokonali tego tak młodzi ludzie. Wciąż z apetytem na kolejne konkursy i wyzwania.                                                                                 Mają szczęście, że właściciele kibicują i sami wysyłają na kolejne zawody kulinarne. Leży im na sercu ich rozwój. A oni cały czas są w klimacie gastronomicznym. Gotują w domu. Robią przetwory na zimę. Pieką pyszne placki. Uczestniczą w świniobiciu; robią kiełbasy, pasztety i salcesony. Nawet sny mają kulinarne. Recepta na spektakularny sukces? Jeśli tak, to pamiętajmy, że jego pierwszym przykazaniem jest   p o k o ra

Wisienka na torcie, czyli deser; mille feuille – ta obco brzmiąca nazwa ma kilka źródeł i powiązań; m.in. z Francją, niektórzy podają Neapol, a stąd już bardzo blisko do swojskiej napoleonki. „Książkowo” składa się z trzech warstw ciasta przełożonych kremem lub dżemem. W Blue Diamond – ciasto filo przełożyli obłędnym musem czekoladowym. Jak na deser przystało: rozkosznie bosko słodkim….. bardzo słodkim. Znakomicie zestawionym z wybornymi, troszkę cierpkimi lodami śliwkowymi (własnej produkcji). Och, jakże mi smakowały; tak mocno nasycone owocem. Dodatkowo, uzupełniające kropki śliwkowe, ozdabiające dzieło na talerzu, podbito jeszcze czekoladą…..

Wow, całość wybitna.

Tekst, zdjęcia: Anna Drajewicz