Młodzi literaci

KATORŻNIK…

Był piękny sobotni ranek. Wtedy razem z bratem zawsze ciężko pracujemy i sprzątamy całe mieszkanie, aby lśniło.  Tego dnia to mi przypadło odkurzanie i trzepanie dywanów oraz szorowanie zakurzonych słoików na półkach w piwnicy. Była to moim zdanie żmudna praca , ponieważ za dzień lub dwa znów osiądzie na nich kurz, no ale czego nie robi się dla pięknego uśmiechu naszej kochanej mamy.

Sprzątanie –  monotonna regularność moich sobotnich poranków nie była już dla mnie tak przerażająca, jak dla Jacka, z którym wymieniałam się obowiązkami. Zawsze narzekał, że musi nadludzko się starać, aby wszystko błyszczało, że to nie jest zajęcie dla niego. Wiele razy pomrukiwał, że „sprzątanie jest dla bab!” Śmiałam się wtedy pod nosem i poganiałam go do pracy! Gdy zbierałam się do piwnicy z rękami pełnymi środków czyszczących i szmatek do kurzu, zauważyłam leżący na schodach list. Schyliłam się po niego, aby zobaczyć do kogo jest. Chciałam oddać go do skrzynki na klatce schodowej. Ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że był zaadresowany do mnie. Natychmiast, zgrabnym ruchem otworzyłam kopertę, po czym zaczęłam szybko czytać: „Droga Aleksandro! Pragnę spotkać się z Tobą i porozmawiać o Nas. Ps. Mam coś Twojego, COŚ bez czego nie będziesz mogła się obejść. Będę czekać na Ciebie dziś wieczorem o 19, na skwerku pod wieżą zegarową. ‘’. Bardzo zaskoczyła mnie owa wiadomość. Nie miałam pojęcia od kogo jest, ani o jaką rzecz chodziło. Tajemniczy nadawca nie zostawił nawet najmniejszego podpisu. Kilka minut później byłam ciąglew lekkim szoku, postanowiłam jednak dokończyć sprzątanie. List schowałam do kieszeni i pobiegłam do piwnicy krętymi schodami. Gdy ukończyłam już porządki a wszystko jeszcze odświeżyłam zapachem jabłoni, wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam jeszcze raz analizować list. Była siedemnasta pięćdziesiąt.Martwiło mnie, że nie wiedziałam z kim mam się spotkać, ale byłam też bardzo podekscytowana i zaintrygowana. Wpadłam na pomysł, aby nie iść konkretnie na wyznaczone miejsce, ale o wyznaczonej godzinie schować się nieco dalej i obserwować wszystko z bezpiecznej odległości. Pomyślałam, że dzięki temu dowiem się kto przysłał miten list. Pięć minut przed dziewiętnastą siedziałam na ławce w parku, kilkadziesiąt metrów od wieży zegarowej, którą można było dostrzec zza drzew.

Czekałam z niecierpliwością chyba z trzydzieści minut, ale niestety nikt się nie pojawił. Czułam się dziwnie, tak jakby ktoś mnie wystawił, choć sama nie byłam w wyznaczonym miejscu. Lekko zasmucona, ponieważ nie zaspokoiłam swej ciekawości udałam się do domu. Otwierając drzwi od mieszkania, znów zauważyłam list zaadresowany do mnie: „ Nie było Cię, ale widziałem jak paradujesz po parku. Bądź jutro o tej samej porze!”. Nie mogłam tak tego zostawić, następnego dnia poszłam na wyznaczone miejsce i czekałam.  Podszedł do mnie starszy mężczyzna: „Witaj, czy zechciałabyś się ze mną przejść?” zapytał, po czym chrząknął. Skinęłam twierdząco głową. Przeszliśmy kawałek, ale nie wytrzymałam, ciekawość była silniejsza.

– Co to za rzecz, o której pisałeś? Powiedz mi, proszę.

– Dowiesz się w swoim czasie, spokojnie.

– ale kiedy ja nie mogę dłużej czekać, muszę wracać do domu, będą się o mnie martwić. –  była to pierwsza wymówka, która przyszła mi na myśl.

– No dobrze, więc chodźmy. Złapał mnie za ręką i zaprowadził na jakieś stare, opuszczone podwórko.

– Wejdź i odbierz swoje rzeczy – zaśmiał się.  Nie wiedziałam czy mówi poważnie, trochę się bałam. Nie ufałam temu człowiekowi. Przecież nawet go nie znałam, ale weszłam otwierając furtkę. Rozejrzałam się dookoła. Niczego nie widziałam. Nagle spostrzegłam kilka swoich ciuchów. Wisiały na starych brudnych drzwiach. Ale jak, skąd one się tam?! Biłam się z myślami. Chwilę później zauważyłam również swoje książki. Wtedy on przemówił szyderczym głosem:
– Od dawna je posiadam, a Ty głupia niczego nie zauważyłaś. Mam nawet Twój pamiętnik, wiem czego pragniesz i czego boisz się najbardziej, wiem też, że nie chciałabyś takiej śmierci, jaką dla ciebie przygotowałem! – Strach mnie paraliżował, odwróciłam się i spojrzałam na niego, śmiał się. Teraz dopiero dostrzegłam, jaki ma okropny, wredny wyraz twarzy. Te mocne rysy i blizny na ciele przyprawiały mnie o dreszcze.

Wyjął pistolet i strzelił w moją stronę… Chybił! Za moment wystrzelił ponownie. Trafił mnie w ramię. Zaczęłam panicznie krzyczeć i uciekać. Znajdowaliśmy się na odludziu, nie wiedziałam gdzie szukać pomocy, w którą stronę biec. Ból szybko mnie osłabiał. Upadłam przed studnią, zdarłam kawałek koszulki, aby zrobić sobie opatrunek na rękę. Biegł w moją stronę, słyszałam jak dyszy i śmieje się jednocześnie. Byłam bezradna, w pobliżu nie było żadnego miejsca gdzie mogłabym się schować. Miałam wyrzuty sumienia- jak w ogóle mogłam się zgodzić aby iść gdzieś z obcym człowiekiem?

Podbiegł do mnie, zrobił poważną minę. Przeprosił mnie za wszystko i powiedział że mi współczuje, po czym strzelił w sam środek klatki piersiowej. Nagle wszystko zniknęło, nie czułam bólu, nie czułam niczego…

Obudziłam się na schodach cała mokra od potu. Obok siedział mój brat, był przerażony.

– Uff, już myślałem  że się nie obudzisz. Ocucić Cię ze snu to katorżnicza praca!

– Ale… Ale co się stało?

– Długo Cię nie było, pewnie wykończyła Cię ta żmudna praca, zacząłem się martwić, więc zszedłem.

Trudno było mi uwierzyć, że to co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej było fikcją, zwyczajnym snem. To było takie realistyczne. Długo nie mogłam o tym zapomnieć. Potraktowałam to jako przestrogę. Wiem na pewno, że nigdy nie popełnię takiego błędu. Mam rozum i wiem, że nie powinno się spotykać z obcymi ludźmi. Zwłaszcza na ich warunkach. Przecież to mogło wydarzyć się naprawdę, to nie musiał być sen! Od teraz  będę zwracać szczególną uwagę na to komu ufam i z kim się spotykam. Świat jest dobry, ale znajduje się na nim również wiele zła, na które każdy musi uważać, aby nie padł jego ofiarą – jak ja w swoim śnie.

ALINA