Muzyczne udręczenie

Skąd w Was kierownicy marketów to uwielbienie  dręczenia pracownika? Pracownika oraz klienta, rzecz jasna.

Puszczane z głośników dźwięki, nazywane przez niektórych ignorantów muzyką a przez ludzi słyszących inaczej – muzyką relaksacyjną w najlepszym przypadku przyprawiają o mdłości i nocne napady lękowe… Tego się nie da słuchać! Przy tym nie da się robić zakupów a co dopiero pracować!

Sobota. Ósma rano. Osoba zatrudniona zjawia się w sklepie. Praca jak praca, można by rzec, gdyby nie te napawające przerażeniem melodie… Koniec utworu wydaje się być wybawieniem, lecz tylko na chwilę. Zaczyna się kolejny – o zgrozo – jeszcze gorszy!

Jak tu skupić się na równiutkim składaniu i odwieszaniu ubrań, skoro jedynym obecnym w mojej głowie było od zawsze „wyłączcie to wreszcie!”?!

Osiem wykańczających godzin dwa razy w tygodniu. Doszło do tego, że jak na zbawienie oczekuję reklam. „Pogoda dla bogaczy” i „Po wafle idę tak…” to zdecydowanie moje ulubione weekendowe utwory. Wychodząc, kiedy tylko już było to możliwe zakładałam słuchawki i włączałam coś co nie prowokuje trudności w przypominaniu sobie własnego nazwiska. Jakie to było cudowne i wręcz oczyszczające doznanie.
Nigdy więcej – pocieszałam swój zraniony zmysł estetyczny i skołatane nerwy. Nie dały się zwieść… Nocami wciąż budziłam się słysząc w głowie znienawidzone melodie.

A przecież mogło być tak pięknie… Nie mówię, że sklepowa tracklista winna być identyczną z moim odtwarzaczem. Nie oczekuję, że z głośników w każdym miejscu publicznym które zaszczycam swą obecnością słuchała będę ulubionych piosenek, ale może jednak by tak trochę żywiej..?

Ech muzyka… To co w założeniu ma uprzyjemniać długie godziny spędzone w pasażu sprawia, że stają się one nieopisaną udręką.
Pani o natchnionej barwie głosu wyśpiewuje kolejne zwrotki anglojęzycznych pieśni rozpaczy. Coraz woniej, jakby jej celem było uśpienie wszystkich. Każdej klientki i każdego klienta. Będąc po tej stronie kasy fiskalnej jest łatwiej. Kiedy dźwięki stają się nie do wytrzymania można się natychmiast ewakuować, ale cóż zrobić ma pracownik pozbawiony sił i motywacji o 8.15? Przerwa na 15 minutowe odcięcie się od tego okropieństwa za pośrednictwem słuchawek własnych dopiero w południe. Sklep opuścić całkowicie można dopiero po 15.

Cóż robić do tego czasu? Medytacja? Odcięcie się od wszelkich dźwięków napływających z zewnątrz? Może byłoby to dobrym rozwiązaniem gdyby nie fakt, że jednak jest to praca. Zdarza się, że trzeba odpowiedzieć na pytanie któregoś z klientów. Nie można ich przecież ignorować.

Nie wierzę, że słuchając tego można pozostać całkowicie normalnym a ja swą normalność, lub raczej to co jeszcze z niej zostało, cenię wysoko! Nikt zatrudniając mnie, nie ostrzegał, że tak niebezpieczne i trudne zadanie przede mną. Sądzę, że na głównych drzwiach wejściowych powinna pojawić się kartka: „Uwaga! Osoby wrażliwe estetycznie pozostają w sklepie na własną odpowiedzialność ”. To samo powinno napisane być w umowie jaką podpisałam. O takich rzeczach należy przyszłego pracownika uprzedzić!

Zastanawiając się czemu to może służyć znajduję tylko jedną funkcję włączania takiej „muzyki” –  funkcję porządkową.
Uraczeni tak melancholijnymi tonami klienci czekając w zatrważająco długich kolejkach nie mają już siły na nic – ani na przepychanki, ani na awantury, ani zażalenia…

Katowanie ludzi przykrymi dźwiękami za cenę spokoju w sklepie jest podłe, okrutne i niemoralne!
Należy tych praktyk natychmiast zaprzestać! 

Klaudia Kokocka