NASZ PRZEMYŚL – CZERWIEC 2021 NUMER 06 / 200

Dwieście razy dla Przemyśla.

W miesiącu lutym 2013 roku ukazał się setny numer miesięcznika „Nasz Przemyśl”, opatrzony okolicznościowym komentarzem mego autorstwa. Jako zespół redakcyjny mieliśmy uzasadnioną satysfakcję z tego faktu, choć wcześniej mało kto wierzył, że pismu uda się tak długo przetrwać. Tymczasem minęły kolejne lata i na winiecie dzisiejszej edycji pojawia się metryczka: czerwiec 2021 Nr 6/200, a dla mnie spore wyzwanie, by coś sensownego przy tej szczególnej okazji napisać. W sukurs przyszedł mi pomysł, aby sięgnąć do początku czyli źródła, o którym w swoim tryptyku św. Jan Paweł II napisał, żeby tam dotrzeć, trzeba iść pod prąd. Zdobyłem się na ten wysiłek i przejrzawszy dwieście wydań miesięcznika, mam nadzieję, odnalazłem odpowiedź na wielekroć stawiane pytanie – dlaczego nam się udało?

Zanim na nie odpowiem, chcę przywołać kilka znamiennych zdarzeń z naszej historii.

W maju 2004 roku uczestniczyłem w dyskusji, podczas której wybrzmiał pogląd, że w mieście o tak bogatej historii, tradycji i kulturze brakuje czasopisma poświęconego głównie tej tematyce. Jednocześnie padła sugestia, żebym rozeznał sytuację i zajął się tą sprawą. Mimo pewnych obaw o losy przedsięwzięcia zgodziłem się, mając za sobą doświadczenie dziennikarskie w „Życiu Podkarpackim” i przemyskiej edycji „Tygodnika Niedziela”oraz współtwórcy istniejącego do dziś specjalistycznego periodyku o uzależnieniach „Bez toastu”. Po akceptacji projektu przez ówczesnego prezydenta miasta zająłem się formalnościami, poczynając od rejestracji wcześniej uzgodnionego tytułu w sądzie, skompletowania zespołu redakcyjnego, organizację korekty, składu i przygotowania do druku, na kolportażu kończąc.

Po numerze zerowym z września 2004 roku przez następne miesiące ukazywały się kolejne wydania, a do redakcji zaczęły napływać pochlebne recenzje, które jak wiatr w żagle niosły nas do przodu. Chcę podkreślić, iż był to czas wydawniczych ambicji niemal każdego, nawet najmniejszego samorządu w województwie i lawinowy wysyp lokalnych pism, których głównym celem była promocja, na co nie żałowano środków, dlatego większość periodyków dostępna była za darmo. Prawdopodobnie ten wydawniczy „boom” decyzją marszałka województwa spowodował coroczną imprezę pod hasłem „Forum prasy samorządowej”, podczas której spośród kilkudziesięciu tytułów wybierano najlepsze na Podkarpaciu czasopismo. Dwukrotnie ten laur zdobył „Nasz Przemyśl”, za trzecim razem wg powszechnej opinii też byliśmy górą, ale jury postanowiło dać szansę innym. Ze względu na merytoryczną zawartość tekstów, szatę graficzną oraz inne oceniane walory nasz miesięcznik był poza zasięgiem. W kuluarach forum krążyła anegdotyczna opowieść o jednej z gmin, która do konkursu wystawiła swoje czasopismo, gdzie na ponad dwudziestu stronach prezentowany był miejscowy wójt w różnych konfiguracjach. W obiegowych, często złośliwych opiniach  prasie lokalnej przylepia się metkę tuby propagandowej, nieobiektywnej, bo od czegoś zależnej. Tyle tylko, że wskazanie niezależnego tytułu dzisiaj, nawet dla programowego krytykanta, stanowi nie lada problem. Rzecz w tym, by zachować właściwe proporcje i tej zasady się trzymamy. Wszystkie ważne dla miasta wydarzenia, w których siłą rzeczy uczestniczy prezydent lub inny przedstawiciel władzy były przez 17 lat istnienia miesięcznika publikowane, z tym że główny wątek tekstów zawsze stanowiły różnorodne cykle tematyczne na czele z rodzimą historią i kulturą. Jej unikalne bogactwo wyznaczyło już na początku kierunek, w którym zmierzamy i ta konsekwencja, a nie komercja, współczesne trendy, czy malkontenci, dla których dziedzictwo wieków jest zbytecznym anachronizmem, stanowi o wartości „Naszego Przemyśla”. W efekcie na przekór pojawiającym się trudnościom, których na przestrzeni minionych lat nie brakowało, wciąż trwamy, bo przekonuje nas wielokrotnie zweryfikowana słuszność obranego celu. Spoglądając z perspektywy czasu, warto się zastanowić, czy nigdy nie pojawiały się niepokój i wątpliwości dotyczące przyszłości miesięcznika.

Aż tak dobrze nie było. Mniej więcej na przełomie 2009/2010 roku w przestrzeni medialnej pojawił się postulat niektórych posłów RP, by zlikwidować lokalne wydawnictwa samorządowe, bowiem są nieobiektywne, a poza tym zawłaszczają rynek reklam, godząc tym samym w interesy finansowe prasy komercyjnej. Być może za tym pomysłem stało jakieś wpływowe lobby. Tego nie wiem, wiem natomiast, o czym wspomniałem wcześniej, że istotnie sporo pism miało charakter okolicznościowych laurek dla miejscowych notabli z kręgów władzy samorządowej, a ci zapewne rewanżowali się swojej gazecie wszelakiej maści ogłoszeniami. Totalna likwidacja tego typu „makulatury” mogła mieć swoje uzasadnienie, ale „wylewając przysłowiowe dziecko z kapielą” można było unicestwić przy tym sporo ambitnych periodyków i twórczy wysiłek wielu ludzi. Sytuacja przez długi czas była niepewna i sprzyjała negatywnym emocjom.

Mniej więcej na miesiąc przed katastrofą smoleńską wraz z delegacją UM Przemyśla, zrzeszonego w Związku Miast Kazimierzowskich, przyjechałem do Warszawy, gdzie w Pałacu Prezydenckim odbyło się okolicznościowe spotkanie z prof. Lechem Kaczyńskim Prezydentem RP. W trakcie swego wystąpienia Gospodarz odniósł się do roli samorządów w tych miastach, twierdząc, że rzeczywista władza jest „na dole”, a nie w Warszawie, skąd nie widać ani potrzeb, ani problemów lokalnych. W związku z tym jakiekolwiek decyzje podejmowane w środowiskach, mające wymiar społeczny i będące odpowiedzią na konkretne potrzeby, nie powinny być sterowane z góry. Na dalszy ciąg dyskusji Prezydent zaprosił dziennikarzy na specjalnie zorganizowaną konferencję prasową. Wykorzystałem moment i nawiązując do Jego słów, poprosiłem o opinię w sprawie funkcjonowania i przyszłości lokalnej prasy samorządowej w kontekście opisanych wcześniej zagrożeń. W odpowiedzi usłyszałem pozytywną opinię dotyczącą wydawnictw lokalnych i słowa poparcia dla  wszelkich inicjatyw, które służą miejscowym celom, a także  sympatyczną opinię o szacie graficznej pisma, które Mu wręczyłem. Do Przemyśla wracałem pełen optymizmu.

Nie sposób jednym tekstem ogarnąć tego wszystkiego, co się składa na 17 lat   funkcjonowania i 200 edycji miesięcznika „Nasz Przemyśl”. Ta garść refleksji to okamgnienie tego, co już za nami. O przyszłości trudno mówić, bo choć nasz zespół oparł się pandemii, nikt tak naprawdę nie wie, co nam przyniesie jutro.

Nigdy nie miałem wątpliwości, a po przejrzeniu 200 numerów utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że miesięcznik „Nasz Przemyśl” przetrwał przede wszystkim dzięki autorom tekstów, bo cała reszta działań, o których śladowo wspominam, to didaskalia, detale, okruchy, które choć wypełniły szmat czasu mają znaczenie drugorzędne. Zadałem sobie trud, licząc zarówno członków zespołu redakcyjnego, jak i tych, którzy współpracując z miesięcznikiem pisali sporadycznie. W ciągu 17 lat na łamach pisma pojawiło się ponad dziewięćdziesiąt nazwisk. Nie sposób wymienić ich wszystkich z obawy, bym kogoś nie pominął, ale w większości są to postacie powszechnie znane. Skład zespołu redakcyjnego, który na przestrzeni minionego czasu ulegał pewnym korektom, kształtowała ogromna różnorodność profesji, zainteresowań, godności i w tym tkwi jego siła. Za niezwykły przywilej uważam współpracę z ludźmi, których osobiste sukcesy, wiedza i talent godne są podziwu i szacunku. Ogromną radość sprawia mi informowanie Czytelników o kolejnych zaszczytach, stopniach naukowych, wydanych publikacjach poszczególnych członków zespołu. Ich osiągnięcia traktuję jako formę nobilitacji pisma, które dotarło nawet w takie egzotyczne miejsca jak Buenos Aires, czy Sydney, pisma które ma wartość kolekcjonerską skoro wciąż otrzymuję telefony z prośbą o jakiś archiwalny numer miesięcznika. Wieloletnia współpraca sprawia, iż na swój sposób uczestniczę w życiu prywatnym autorów, bowiem codzienne trudności i problemy, z jakimi muszą się zmagać, w pewnym stopniu warunkują specyfikę i efektywność naszej pracy. Tym bardziej doceniam twórczy wysiłek i trud, szczególnie wówczas gdy mimo obiektywnych trudności rodzi się tekst, a takich było niemało, godny każdego tytułu w Polsce.

W relacji z przebiegu uroczystej gali w sali teatralnej Zamku Kazimierzowskiego z okazji wydania setnego numeru –  „Nasz Przemyśl” maj 2013 Nr 5/103- i dla podkreślenia tego faktu, wymyśliłem motto, które mimo swego patosu trafia w istotę autorskich dokonań:

– By trwały ślad pozostawić, nie wystarczy wiedza i talent

By o królewskim Przemyślu pisać, dołożyć trzeba serce –

Sadzę, że wypowiedziane kiedyś słowa są równie lub jeszcze bardziej aktualne dzisiaj, kiedy z niezależnych od nas przyczyn, skromnie i bez rozgłosu wspominamy miniony czas.

Za te 17 lat i 200 wydań miesięcznika „Nasz Przemyśl”, za ten ogromny wymiar darowanego dobra, którego dzięki Wam również i ja doświadczam, za Waszą obecność w moim życiu z głębi serca dziękuję.

W imieniu zespołu redakcyjnego szczere podziękowania kieruję także do Czytelników, Władz Miasta, PCKiN Zamek, Tygodnika Niedziela, Przemyskiej Kurii, a również pod adresem tych, którzy chcą pozostać anonimowi, więc wspomnę tylko o redakcji technicznej i korekcie.

Przy tej szczególnej okazji pragnę przywołać postacie tych, którzy na zawsze od nas odeszli. Pozostała po nich nasza pamięć zamknięta na zawsze w obrazach Przemyśla i tekstach, które po sobie zostawili.

 

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”


 

 

 

 

W jednym oddechu

 

Jubileusze skłaniają do refleksji i wspomnień – to już dwusetny numer NASZEGO PRZEMYŚLA. Miesięcznik w swoim założeniu zahacza o historię i współczesność Przemyśla, Ziemi Przemyskiej i wybitnych jej synów. Z perspektywy Przystani Poetyckiej, która w lipcu 2019 roku ukazała się po raz setny, podwórko poetyckie nie ma ram czasowych, osobowych ani terytorialnych i tu mamy przewagę. Już poeta C.K. Norwid pisał w wierszu „DO BRONISŁAWA Z.”: …

«Co piszę?» mnie pytałeś; oto list ten piszę do ciebie —
Zaś nie powiedz, iż drobną szlę ci dań — tylko poezję,

Tę, która bez złota ubogą jest, lecz złoto bez niej,
Powiadam ci, zaprawdę jest nędzą nędz…
Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita.
Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą,
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic
Umiejętność nawet bez dwóch onych zbiednieje w papier.
Tak niebłahą są dwójcą te siostry dwie!…

Więc króluje poezja, ta nasza przemyska i z okolic ale i ta z kraju w której było i jest wielu mistrzów słowa. Nasz Przemyśl nie jest pismem literackim, ale znakomicie i z powodzeniem gości dużą bo przecież aż dwustronicową rubrykę poetycką, co uważam, jest ewenementem. Poezja jest ponadczasowa, doskonale wpisuje się w historię i teraźniejszość, podnosi rangę, pogłębia naszą kulturę i genesis pokoleń. Dla piszących, poezja jest formą wyrażania siebie, swoich emocji, przeżyć, obserwacji, jest formą ekshibicjonizmu. Dla odbiorcy, dziedziną literatury która w krótkiej formie przekazuje problemy dnia codziennego i świat, który przecież dla czytelnika jest bliski, a często wręcz jednaki z doznaniami. Dzięki poezji możemy na chwilę zwolnić, wyciszyć się, dostrzec wartości które w codziennym życiu umykają naszej uwadze i schodzą na drugi plan. Przystań Poetycka istnieje od marca 2011 roku. Kiedy przed laty wyszłam z propozycją rubryki do redaktora naczelnego Krzysztofa Fila, spotkałam się z ogromną przychylnością i aprobatą. Jestem przekonana, że był to strzał w dziesiątkę. Przez ponad dziesięć lat istnienia Przystani przewinęło się wielu poetów, można by powiedzieć, że przycumowali do naszej Przystani Poetyckiej nad Sanem. Niektórzy z nich mieli swój debiut poetycki, nabrali wiatru w żagle i wypłynęli na szerokie wody. Wspominałam tych których już nie ma wśród nas, a pozostała po nich piękna poezja: Janusz Szuber, Jerzy Dunin Brzeziński, Włodzimierz Lis. Prezentowałam poetów z legendarnej grupy ZNIESIENIE jak: Zbigniew Janusz, Jozef Kurylak, Roman Lis, Tadeusz Piekło, Edward Zapotoczny-Szczur. Przede wszystkim gościli również poeci współcześni. Bardzo cieszy mnie fakt, że zamieszczana tu poezja jest różna, trafia do różnego odbiorcy czy miłośnika strof. Rubryka staje się niemalże przewodnikiem po poezji i spojrzeniem na sposób jej wyrażania, formę i treść, dla wielu może być warsztatem. Skłania do przemyśleń i wzruszeń. Poeci którzy znaleźli swoje miejsce, styl, są poczytni, śmiało mówią, że nie każdy może być poetą, to forma dla wrażliwców chcących poszukiwać, zaglądać do wnętrza a przede wszystkim pisać prawdę. Nie każdy od razu staje się poetą, należy mieć odwagę słuchania otoczenia, z pokorą przyjmować krytykę dobrą i złą. Słuchać MISTRZÓW, bo to oni zjedli zęby na nie jednym wierszu, odrzucili plewy lub napisali od nowa nie wstydząc się porażki. Mają i takie które leżakują na półce lub w przysłowiowej szufladzie wiele lat, nabierają mocy przez liczne korekty aż stają się małym dziełem sztuki poetyckiej. Gościliśmy środowisko krakowskie: Adama Ziemianina, autora wielu tomów poezji i piosenek SDM, Jadwigę Malinę, Adama Zagajewskiego, Józefa Barana, który ma na swoim koncie wiele tomów poezji i dzienników, autora piosenek, Józefa Kurylaka. Wszyscy byli wielokrotnie gośćmi Wiosny Poetyckiej, Jesieni, czy ostatnio Ogrodów Poetów organizowanych przez Centrum Kultury i Nauki – Zamek. Gościli również: Janusz Drzewucki, Tomasz Jastrun, Wojciech Kass, Przemysław Dakowicz, Wojciech Banach i Bartłomiej Siwiec z bydgoskiego środowiska, Stefan Jurkowski i Stanisław Nyczaj z Kielc, Dorota Ryst z Warszawy. Również naszych rodzimych poetów, m.in.: Ritę Dwernicką Beatę Kulagę, Krzysztofa Kwasiżura, Agatę Litwin, Mariusza Olbromskiego, Teresę Parynę, Ewelinę Pilawę, Mateusza Pieniążka, Annę Roch, Mieczysława Szabagę,, Tadeusza Tłuścika, Władysława Zycha. Rubryka służyła i służy poetom do relacjonowania przeglądów poetyckich i konkursów poezji, w których brali udział oraz szeroko pojętej promocji zbiorów poezji. Podsumowując uważam, iż misja rubryki wypełnia się w każdym kolejnym numerze tworząc swoisty poetycki kalejdoskop służący środowisku poetów i czytelników coraz lepiej przyswajających sztukę poetyckich obrazów.

redakcja odcinka Maria GIBAŁA

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”

 


Kto napisze naszą historię?

Zaczęło się od sympatii jaką zawsze darzyłem Krzysztofa Fila. Gdy na wakacjach 2004 r. zaproponował udział w przedsięwzięciu „Nasz Przemyśl” zgodziłem się mimo wszystkich obiekcji jakie mi wtedy towarzyszyły. Trwałość takiego pisma obliczałem na, … góra pół roku, czyli w porywach sześć, no może siedem numerów. I gdyby mi wtedy ktoś powiedział, że będzie ich 200, a przygoda będzie trwała już 17 rok, to bym mu nie uwierzył. Nie tylko nie uwierzył ale postukał w czoło. Nie wszyscy może pamiętają ale był to czas kiedy na przemyskim rynku pojawiały się nowe pisma z bardzo ciekawymi redaktorami, współpracownikami, które po jakimś czasie jednak kończyły swój żywot. To że „Nasz Przemyśl” przetrwał to kwestia uporu i osobowości Krzysztofa Fila oraz ….. dofinansowania jakie pismo otrzymało od Urzędu Miasta. Powiedzmy sobie wyraźnie: gdyby nie ta pomoc, pismo nie utrzymało by się na rynku, a jeżeli już, to w bardzo okrojonej formie. Jest to symptomatyczne bowiem samorządowcy mają setki potrzeb i pomysłów na wydawanie pieniędzy i pewnie nie raz takie zakusy na środki wspierające „Nasz Przemyśl” były. To, że tak się nie stało zawdzięczamy na pewno sympatii władz miejskich ale również ich przekonaniu o szczególnej roli jaką „Nasz Przemyśl” może odgrywać w życiu miasta. Stawał się powoli miesięcznikiem historyczno-społeczno-kulturalnym o dużym znaczeniu środowisko- i opiniotwórczym. Dawało to powód do satysfakcji, tym bardziej, że mój udział sprowadzający się do pisania esejów historycznych znalazł swojego odbiorcę. Odbiorcę wymagającego i zaborczego zarazem. Pierwszy artykuł jaki wtedy napisałem „Kopiec, kurhan, AWACS” odnosił się rzecz jasna do dominującego w krajobrazie miasta Kopca Tatarskiego. Poleciałem z nim do P. Andrzeja Koperskiego na konsultacje, i przesiedzieliśmy wtedy dłuższą chwilę na rozmowie zastanawiając się również nad przyszłością tego całego „Krzyśkowego” wynalazku. Nie da się ukryć, że optymizm był ograniczony, a konkluzja: spróbować można, a nawet trzeba. Pracowałem wtedy w I LO im. J. Słowackiego gdzie zawsze mogłem w tym zakresie liczyć na oparcie w prof. Ryszardzie Jóźwiku, który również dołączył do „pospolitego ruszenia” autorów. I tak zaczęła się moja przygoda z „Naszym Przemyślem”. Pismo zjednywało sobie czytelników i to w grupie wiekowej, w której miałem wielu przyjaciół i znajomych, którzy co rusz sugerowali, że to by się przydało napisać, a tamto przypomnieć. Jednym słowem setki tematów, tak że praktycznie od samego początku stawałem się ich zakładnikiem. Starałem się sprostać tym wyzwaniom, zresztą jak i wszyscy piszący do „Naszego Przemyśla” , a najfajniejszą i to dosłownie opinią jaką słyszałem, to jednego ze „starszych w narodzie”, „Ja to sobie lubię tak przy sobocie wziąć „Nasz Przemyśl” i usiąść w fotelu. Na stoliku obowiązkowa herbatka z malinkami i … czytać. Trochę przysnę, utnę sobie drzemkę ale znowu wracam do lektury i tak w zasadzie od deski do deski sobie cały „Nasz Przemyśl” przeczytam”. Bardzo mi się to spodobało. Okazało się, że osób pasjonujących się historią naszego miasta i regionu jest naprawdę dużo. Warto więc dla nich pisać mimo czasami ogromu wysiłku jaki trzeba było włożyć w niektóre eseje. Pisanie historii nawet w tej formie, wymaga wczytania się w temat, zebrania bibliografii poznania różnic zdań, różnorodności hipotez. Coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że przy takiej gamie tematów moja wiedza w wielu zakresach jest po prostu nikła. Dlatego, zgodnie z moją życiową zasadą, że lepiej jest zrobić coś, niż nie zrobić nic, wyszukiwałem coraz to nowe tematy obarczając się jednak sporym wysiłkiem. Zacząłem eseje zaopatrywać w bibliografię, a z czasem również w przypisy. Miałem świadomość, że to co w postaci szkicu, czy jak chcą niektórzy eseju ukaże się na łamach „Naszego Przemyśla” powinno być unaocznieniem jakiegoś zagadnienia, przetarciem szlaku, podaniem podstawowej wiedzy i literatury. Na pytanie, ale po co? Odpowiadałem i nadal odpowiadam, aby innym było lżej. Po to żeby młodsze i miejmy nadzieję liczniejsze grono historyków i pasjonatów historii miało od czego zacząć. I tak w dużym stopniu się dzieje. I to jest największa satysfakcja mojego pisania w „Naszym Przemyślu”. Nieraz zdarzały mi się wpadki, pomyłki, które później na różne sposoby starałem się naprawiać. Nigdy jednocześnie nie krytykowałem innych uznając, że błędów nie popełnia ten co nic nie robi. Bogactwo historii naszego miasta i ziemi przemyskiej jest przeogromne. Ilość niezwykłych wydarzeń, postaci wręcz niesamowita. Nawet gdyby raptem pojawił się cały pułk historyków i tak nie przerobią tego co jest jeszcze do opracowania, napisania i wydania. Miło by było gdybyśmy ten model wypracowany na łamach „Naszego Przemyśla” przenieśli również w świat internetu. Czas bardzo szybko płynie, a słowo pisane pozostaje. Zawsze będę z ogromną przyjemnością wracał pamięcią do początków tego miesięcznika i osób z którymi wtedy mogłem toczyć dyskusje, spory, a z którymi łączyła nas wspólna pasja i miłość do naszego miasta jego historii i tradycji. Niestety wielu spośród nich już nie ma wśród nas, ale to tym bardziej uświadamia mi jak ogromną rolę przez te kilkanaście lat odegrał „Nasz Przemyśl” upamiętniając bieżące wydarzenia, osoby ich prace i dokonania. Stał się również miejscem w którym chętnie publikowali i młodsi i starsi, a często były to ich pierwsze publiczne teksty.

Jednym słowem udało się stworzyć Krzysztofowi Filowi coś unikalnego w swojej formule, stylu i klasie. Pisma otwartego na każdy temat, każde środowisko, w miarę możliwości unikającego polityki. Całkowite jej uniknięcie nie było możliwe, ale muszę przyznać, że i świat polityki odniósł się do naszego miesięcznika również z wielką klasą. Mając przecież wpływ na jego finansowanie nie wdzierał się na jego łamy za wszelką cenę, a o poziom oraz częstotliwość prezentowanych materiałów dbał redaktor naczelny. Pismo miało i ma otwarty charakter. Największy zarzut jaki nas spotkał to zbyt mała obecność na łamach „Naszego Przemyśla” tematyki ukraińskiej. W miarę możliwości starałem się podejmować również te tematy. Nie czułem się jednak na siłach mając na uwadze wielu świetnych historyków czy pasjonatów historii, albo Ukraińców, albo specjalizujących się w tym zakresie.

I tak się stało, że w ciągu tych 200 numerów wydawania pisma, dorobek jaki stał się jego udziałem jest naprawdę spory. W moim przypadku przyniósł również efekt w postaci tomu „Szkiców z dziejów Przemyśla i Ziemi Przemyskiej”. Zawarte zostały w nim artykuły z pierwszych lat „Naszego Przemyśla”. O piękną formę wydawniczą zadbali Janusz Polaczek i Czesław Szałyga, a promocja tej książki była dla mnie niezapomnianym wydarzeniem, które zawsze będę wspominał z sentymentem dziękując wszystkim zgromadzonym przyjaciołom. Klimat tego spotkania to swoista aura, która na co dzień otacza „Nasz Przemyśl”, ze strony Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki Zamek. To Pani Reni Nowakowskiej i pracownikom PCKiN zawdzięczamy możliwość wielokrotnego spotykania się z czytelnikami na różnych spotkaniach, odczytach i konferencjach, co dla nas, autorów ma przecież niebagatelne znaczenie. Przy tej okazji dziękuję prof. dr hab. Tomaszowi Pudłockiemu za wszelką pomoc, przejmowanie tej działki historycznej i podnoszenie jej na łamach „Naszego Przemyśla” na coraz wyższy poziom. Świetnych, publikujących wraz z nami autorów jest faktycznie wielu. Dorobek historyczny „Naszego Przemyśla” jest coraz większy, bogatszy i sprawiający satysfakcję. W szczególny sposób na koniec tych kilku zdań refleksji chcę podziękować naszemu przyjacielowi Januszowi Maikowi, który odpowiada za skład „Naszego Przemyśla”. Wśród wielu autorów, którzy przewinęli się przez łamy miesięcznika nie należę do zbyt zdyscyplinowanych czego doświadczają, zarówno Krzysztof jak i Janusz. Za tę wyrozumiałość dziękuję mając nadzieję, że młodsze pokolenia poradzą radzą sobie z tym o wiele lepiej. I tak prognozowany na, góra pół roku „krótki żywot Naszego Przemyśla” przerodził się w 17 letnie trwanie, które mam nadzieję, że dało przynajmniej trochę przyjemności i satysfakcji naszym czytelnikom. Kiedyś Roman Taworski powiedział „czytałem ciekawą książkę „Kto napisze naszą historię”, a kto napisze naszą historię?” Ja wiem, że Roman był starym kawalarzem, ale miał, jak zresztą bardzo często rację. Musimy ciągle pisać historię, zbyt szybko bowiem teraźniejszość nią się staje. (…)

tekst LUCJAN FAC

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”


„Nasz Przemyśl”

– miesięcznik, już w samym tytule określa stosunek do naszego, mojego, twojego miasta, że jest ono nam bliskie. To nasza mała Ojczyzna.

W tym wyraża się nasz patriotyzm lokalny, że zachwycamy się niepowtarzalnym pięknem miejsca, poznajemy jego historię, kulturę, obyczaje, pragniemy dla swojego miasta coś pozytywnego uczynić, dbać o rozwój mieszkańców i chronić jego bogactwa.

Temu pośrednio służy periodyk „Nasz Przemyśl”, liczący sobie już 18 lat. Pismo o bogatej szacie graficznej, objętości ok. 50 stron, jest niemal w całości poświęcone Przemyślowi i ziemi przemyskiej. Zespół redakcyjny pod kierunkiem Krzysztofa Fila, szczególnie dbającego o piękno języka, opracowuje artykuły popularnonaukowe o bardzo szerokiej, regionalnej tematyce z dziedziny historii – od czasów najdawniejszych po czasy nam współczesne, z zakresu literatury, sztuki, kultury. Ukazuje walory licznych zabytków, w które tak bogaty jest Przemyśl i okolice. Prezentowane są sylwetki wybitnych przemyślan. Znajdujemy w nim kalendarium bieżących imprez kulturalnych i relacje z najważniejszych wydarzeń w mieście.

Pismo ma charakter poznawczo – edukacyjny. Promuje miasto w kraju i za granicą. Zaspakaja i pobudza zainteresowania kulturalne i intelektualne mieszkańców, jest pomocą dydaktyczną dla uczniów, studentów, nauczycieli, przewodników turystycznych i miłośników miasta. Dla przemyślan rozsianych po kraju i za granicą stanowi często jedyny kontakt emocjonalny z rodzinnym miastem.

Łamy miesięcznika otwarte są dla lokalnego środowiska naukowego i kulturalnego. Zaszczytem dla mnie było zaproszenie do współpracy z „Naszym Przemyślem”. Przez kilka lat, od 2014 – do 2019 roku mogłem realizować swoją pasję zawodową jako popularyzator archeologii. W 35 krótkich artykułach zapoznałem czytelników z najważniejszymi zagadnieniami z najdawniejszych dziejów Przemyśla i okolic, wiedzy opartej o najnowsze badania wykopaliskowe. Zaprezentowałem najciekawsze zabytki archeologiczne, które można oglądać na wystawie muzealnej.

Wprawdzie urodzony we Lwowie, ale związany rodzinnie i zamieszkały od wczesnego dzieciństwa w Przemyślu, miałem sposobność zamieszczać osobiste i rodzinne wspomnienia. Opisałem je w kilku artykułach, które spotkały się z przychylnym odzewem. Kilku czytelników zachęciły to nawet do otwarcia domowych, rodzinnych archiwów.

Nie dane mi było znać dziadków, dawnych mieszkańców Przemyśla, żyjących tu od końca XIX wieku. Dziadek prowadził w Rynku renomowaną pracownię krawiecką, był członkiem Sokoła. Jako jeniec I wojny światowej wywieziony z twierdzy, przeżył 5 lat tragicznej niewoli na Syberii. Po upływie pół roku doszła do niego wiadomość o śmierci żony, a mojej babci, zmarłej w 1915 roku. Z Taszkientu napisał rozpaczliwą kartkę z prośbą, aby rodzina zajęła się osieroconymi dziećmi, w tym moim ojcem. Na tej kanwie napisałem artykuł „Losy jeńców Twierdzy Przemyśl” (NP 2013/7).

Ta jedyna kartka, przechowywana z pietyzmem w rodzinnym archiwum, stała się dla mnie inspiracją, aby bliżej poznać i przeniknąć atmosferę życia moich przodków i tym samym mieszkańców galicyjskiego Przemyśla. Rozpocząłem żmudne, ale jakże ciekawe „wykopaliska” w dawnej prasie przemyskiej i innych dokumentach. Bliżej przyglądnąłem się pięknym przemyskim pomnikom i tablicom, powstałym w autonomicznym Przemyślu, które są wspaniałymi pamiątkami po obchodach rocznic najważniejszych wydarzeń w dziejach naszej Ojczyzny takich, jak: bitwa pod Grunwaldem, odsiecz wiedeńska, uchwalenie Konstytucji 3-go Maja, insurekcja kościuszkowska, powstanie listopadowe, krakowskie, styczniowe. To też hołdowanie wieszczów narodowych. Przedsięwzięcia czynione z myślą, aby podtrzymać ducha narodu i po 123 latach niewoli dać nadzieję na wolną, niepodległą Polskę. W Przemyślu, podobnie jak w Krakowie i Lwowie i niemal wszystkich miastach Galicji z wielkim entuzjazmem i rozmachem obchodzono te ważne rocznice.

Na łamach „Naszego Przemyśla” w 30 artykułach opisałem jak społeczność Przemyśla, wszystkie stany, świętowały i wyrażały swoje uczucia patriotyczne, aby zgodnie z marzeniem Adama Mickiewicza – budować Ojczyznę – „potężną rozumem i gorącą sercem”. Całość tej problematyki została zawarta w publikacji „Obchody patriotyczne w galicyjskim Przemyślu – drogą do niepodległości” jako III Tom Biblioteki Przemyskiej wydany staraniem Polskiego Towarzystwa Historycznego, Archiwum Państwowego i Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki Zamek w Przemyślu. To jeden z kierunków i zamysłów redakcji periodyku, aby prezentowane cykle tematyczne tworzyły i zaowocowały kolejnymi tomami tzw. Biblioteki Przemyskiej.

Wyrażam nadzieję, że redakcji i autorom nie zabraknie weny twórczej, a gospodarzom miasta dobrej woli i przeświadczenia o celowości kontynuacji wydawania tego ambitnego, przemyskiego miesięcznika. (…)

tekst ANDRZEJ KOPERSKI

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”