NASZ PRZEMYŚL – GRUDZIEŃ 2022 NUMER 12 / 218

Nie zostawiłem was samych.

 

Obchodzona kilka dni temu, setna rocznica urodzin oraz siódma rocznica śmierci, doktora teologii dogmatycznej ks. prałata Stanisława Zarycha była okazją, żeby przywołać pamięć kapłana, który już za życia stał się legendą. Zarówno w Przemyślu, jak też na terenie Podkarpacia, i szerzej, południowo-wschodniej Polski, Jego nazwisko kojarzone było przeważnie z ostatnią szansą ratunku dla alkoholików oraz degradowanych nałogiem, ich rodzin. W środowisku uzależnionych funkcjonowało obiegowe powiedzenie: „Masz problem zgłoś się na rekolekcje do Zarycha. Tam się dzieją cuda.”

 

  Życiorys ks. prałata jest dobrze znany, zważywszy na ogromną ilość różnych publikacji, które się dotąd ukazały. W związku z tym okolicznościowy tekst jest skromnym wspomnieniem postaci, na mogile której wciąż płoną znicze, a w szczelinie grobowca znajdowano zapisane karteczki w prośbą o modlitewne wsparcie kapłana, którego życie powszechnie uważano za święte. 19 lutego 1945 na zawsze opuszcza rodzinne Blizne, miejsce gdzie kiedyś wszystko się zaczęło. Wsiada na rower i rusza ku swemu przeznaczeniu, a właściwie drogą wytyczoną Mu przez Opatrzność. Warto podkreślić determinację i odwagę, gdyż jest środek zimy, a pokonanie 80 km zaśnieżoną, górzystą drogą nie lada wyczynem.

19 czerwca 1949, po ukończeniu Seminarium Duchownego w Przemyślu, z rąk biskupa Franciszka Bardy przyjmuje święcenia kapłańskie. Pracuje jako wikariusz w kilku parafiach, międzyczasie broni doktorat na KUL-u, następnie pełni odpowiedzialne funkcje w przemyskim Seminarium, jest wychowawcą i profesorem, później sekretarzem Ordynariusza ks. bpa Ignacego Tokarczuka, a od 1981 roku proboszczem parafii pw. Św. Trójcy w Przemyślu. W odbiorze społecznym istotą Jego kapłaństwa staje się idea abstynencji od alkoholu i pomoc uzależnionym. Współpracuje i przyjaźni się z ks.Franciszkiem Blachnickim, twórcą Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, a w rezultacie ten ruch kościelny za przyczyną ks. Zarycha trafia do naszej diecezji. Jest diecezjalnym duszpasterzem trzeźwości i cenionym w Polsce autorytetem. Uznając, iż w walce o trzeźwość narodu należy użyć wszystkich dostępnych środków, w 1986 roku inicjuje w Przemyślu powstanie grupy Anonimowych Alkoholików, oraz kolejnych w diecezji i na Podkarpaciu. Emisariuszami księdza, którzy ponieśli ideę trzeźwości w Polskę, stali się trzeźwi alkoholicy, byli pensjonariusze szpitali odwykowych, środków terapeutycznych i zakładów karnych, do niedawna ludzie wyrzuceni na margines. Ksiądz Stanisław nikogo nie przekreślał, a w pamięci pokoleń zapisał się, jako symbol troski i miłości bliźniego. Charakterystyczną cechą Jego postawy był gest otwartych ramion i słowa „witaj bracie” kierowane do tych, którzy chcieli się podnieść z dna upadku i szukali pomocy. Trudno oszacować ilu ich było, ale misja ks. Zarycha miała istotny wymiar społeczny i zapewne dlatego w 2005 roku Rada Miejska przyznała Mu godność Honorowego Obywatela Miasta Przemyśla.

Tytuł tekstu zapożyczyłem z książki „Nie zostawiłem Was samych” napisanej po śmierci kapłana. Jest jakby głosem zza grobu odpowiadającym na stawiane czasem pytanie: „co z nami będzie gdy Go zabraknie ?„ Kiedyś, jak dzieci we mgle tułali się po manowcach życia piętnowani i samotni. Dzisiaj tworzą świadomą zwycięstwa nad samym sobą, wyjątkową wspólnotę wolnych ludzi, której swe kapłaństwo poświęcił ks. dr Stanisław Zarych.

 

 

Tekst : Krzysztof  Fil

 CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”


 

 

 

 

Codzienny rytuał przejścia

 

Pod koniec września członkowie Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury z Przemyśla wzięli udział w warsztatach interdyscyplinarnych organizowanych przez Krystynę Woźniak i Czesława Gandę z  RSTK w Gorzowie.  Konsultantem do spraw poezji był Andrzej Dębkowski.

 

  Andrzej Dębkowski

Poeta, krytyk literacki, publicysta, eseista, dziennikarz i wydawca. Autor szkiców i esejów krytycznoliterackich. Urodził się w 1961 roku w Zelowie, gdzie mieszka do dzisiaj. Studiował w Wyższej Szkole Oficerskiej im. Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu. Jest absolwentem Państwowego Studium Oświaty i Kultury Dorosłych w Warszawie. Redaktor prowadzący ogólnopolskiego miesięcznika „Gazeta Kulturalna”.

Współzałożyciel Klubu Literackiego „OD-NOWA” w Bełchatowie, redaktor serii wydawniczej „Biblioteka OD-NOWY”. W 1990 roku redagował pierwsze w województwie piotrkowskim pismo prywatne „Kurier Zelowski”. Był redaktorem naczelnym pisma kulturalno-społecznego „Twórca”.

Debiutował w 1988 roku w miesięczniku „Do Przodu”. Publikował swoje wiersze, m.in.: w „Wiadomościach Kulturalnych”, „Twórczości”, „Okolicy Poetów”, „Literackiej Polsce”, „Metaforze”, „Sycynie”, „Akancie”, „Literackiej Polsce”, „Nawiasie”, „Autografie”, „Gazecie Kulturalnej”, „LiryDramie”, „Poezji Dzisiaj” oraz w ponad stu krajowych i zagranicznych antologiach i almanachach – w prasie krajowej i zagranicznej.

Jest laureatem kilkudziesięciu  konkursów literackich, wielu nagród i wyróżnień, m.in. dwukrotnym laureatem Wielkiego Lauru Międzynarodowej Jesieni Literackiej Pogórza w dziedzinie publicystyki kulturalnej i felietonistyki (2002, 2004), Nagrody XXI Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu roku na książkę roku (1998), Medalu Labor Omnia Vincit („Praca wszystko zwycięża”) Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu, Nagrody Marszałka Województwa Łódzkiego w kategorii „Dziennikarz roku” (2015), nominowany do Nagrody Literackiej im. J. Iwaszkiewicza (2017). Laureat Nagrody Literackiej im. J. Iwaszkiewicza (2020). Laureat Nagrody „Superekslibrisu Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi” (2020).

Autor kilkunastu książek i współautor ponad stu antologii, ponad tysiąca publikacji prasowych. Jego wiersze tłumaczono na język włoski, czeski, litewski, estoński, rosyjski, węgierski, serbski, ukraiński, niemiecki, grecki, białoruski, angielski, hiszpański, esperanto i ukazały się drukiem w pismach literackich w Niemczech, Czechach, Rosji, na Węgrzech i na Litwie.

Współpracuje, jako publicysta z prasą kulturalną w kraju i za granicą. Jego prace eseistyczne były publikowane w wielu opracowaniach naukowych. Od 1997 roku należy do warszawskiego oddziału Związku Literatów Polskich, gdzie w latach 2011-2015 był członkiem Zarządu Głównego. Obecnie jest członkiem komisji kwalifikacyjnej przy Zarządzie Głównym Związku Literatów Polskich.

 

* * *

 

Chciałbym opowiedzieć ci o nocy,

bez poezji i wódki i o tym »cudownym stuleciu«,

w którym przyszło nam żyć.

W jego odruchach widziałem nadzieję,

łapałem każdą kroplę epoki,

byłem świadkami wzrastającego piękna,

blasku i śmierci.

 

Często traciłem poczucie psychicznej równowagi,

w ciszy i smutku szukałem zapachów oranej ziemi

i mimo odmiennego punktu widzenia,

próbowałem nie zgubić niepewności,

która tak naprawdę nie chciała wypuścić mnie

z objęć pozasłownych wymówek.

 

Oczekiwanie na kolejny spektakl kończyło się niesmakiem.

Budziłem się w nocy!

Widziałem, jak chłopskimi wozami

wieziono nas w szronie i blasku gazowych lamp.

Targany wiecznym niezdecydowaniem,

uzależniałem się od drzewa oliwnego

i studni szczęścia

z wodą z zatrutego źródła.

 

Strach wiedzie do gniewu,

gniew do nienawiści,

nienawiść prowadzi do cierpienia, bo

jaka jest różnica między śmiercią w zamkniętej stodole,

a rozerwaniem przez minę na pustyni

między Eufratem a Tygrysem?

 

 

Wieczorami,

przeświadczeni o własnej nieomylności,

zagubieni w codziennej tułaczce

ostatni ludzie

błądzą po omacku

i spękanymi wargami spijają krew z liści piołunów,

całują ostatnie ślady stóp, pozostawione na piasku plaży,

gdzie wzburzone fale, z błękitnymi grzywami

próbują je rozmyć,

jakby chciały wymazać je z pamięci jeszcze żywych.

 

O świcie,

kościoły, cerkwie i meczety

rozbłysły kopułami świateł.

 

 

Skrzenie

 

Zło nadchodzi znienacka.

Niebo nabiera wtedy koloru

zgniłej purpury.

Trudno nawet określić,

jaka to pora dnia,

tygodnia, miesiąca, roku.

Jeśli rano – to ma zapach nocnej

obojętności.

Jeśli w południe – to już za późno,

żeby przypomnieć sobie okruchy

ciepła zastygłego w pościeli.

Jeśli wieczorem – to nie da się już

poskładać drobin pisaku,

nagrzanego zachodzącym słońcem.

 

Coraz mniej zależy od nas.

Oderwani od idei,

wpatrując się w blady płomień wiary,

zastanawiamy się,

gdzie ten czas, kiedy do oczu napływały łzy

młodości.

 

Dookoła fałszywe prawdy –

stają się twarde i służą już tylko mamieniu.

Gazety drukują kolumny ze skandalami.

Sklepy z porcelaną obłudy

proponują nam rozbite naczynia –

pochodzące z dynastii „Money”.

 

Moja mała lampka nadziei

                                                          Tadeuszowi Kwiatkowskiemu-Cugowowi

Wiesz, Tadzio,
wczoraj oglądałem stare fotografie.
Sentymentalna łza
zakręciła się w oku.

Co też powyprawiało się na tym świecie?

Głosy „poetów”
bez skrzydeł,
czają się na historię ojców,
znieważają czkawką i kłamstwem
dusze kolegów.

Wyjedźmy do krainy Farlandii,
gdzie mistrz nie szuka nonsensu w poezji,
wyjedźmy do krainy szczęśliwości,
by wierszem powrócić
i olśnić,
i wiatrem rzeźbić,
by rosa kłębiła się łąką.

Czy istnieje coś,
czego dotąd nie brałeś pod uwagę?

Królu poetów i wariatów.
Czy wrócisz jeszcze do Wilna,
zbierzesz kości pozostawione w katyńskim lesie?

Ułańska fantazjo!
Karawano cyganerii,
zaprzęgnięta w złote konie poezji.

Nie płacz nad poezją.
Artysta nie może płakać,
kiedy troskliwie
pochyla się nad butelką.

Zawsze może wypić następną.

 

redakcja odcinka Maria GIBAŁA

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”

 


HELENA PŁOSZAJ-WODNICKA

Artyści … 33

 

W piątek 25 listopada otwarta została kolejna wystawa z cyklu „Artyści z naszego podwórka…”. Projekt zakłada cykliczną promocję twórczości artystów Przemyśla w formie wystaw i pokazów indywidualnych w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Przemyślu. Przemyscy plastycy i fotograficy stanowią najliczniejsze środowisko artystyczne miasta. Projekt nawiązuje do cyklu artykułów pod tym samym tytułem, których edycję rozpoczął w roku 2005 miesięcznik „Nasz Przemyśl”. W tej już trzydziestej trzeciej edycji prezentowane jest malarstwo jednej z nestorek przemyskiego środowiska artystycznego Helena Płoszaj-Wodnicka. Artystka, graficzka i malarka zasłynęła już przed laty swoimi wyrazistymi pastelami. W czerwcu prezentowała swoje prace w Jarosławiu, wtedy też zagościła na naszych łamach.

   Urodzona w Tomaszowie Lubelskim w 1944 r.. Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych ukończyła w Zamościu, a studia artystyczne w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Rzeźby i Grafiki. Dyplom z wyróżnieniem na Wydziale Grafiki w 1971r. w Pracowni Litografii doc. W. Kunza i Pracowni Liternictwa doc. A. Stalony – Dobrzańskiego.

Jest członkiem ZPAP. Współzałożycielka grupy twórczej „Grupa Przemyska” oraz rodzinnej grupy twórczej „3 Pokolenia / Wodniccy”.

Od 1971 r. była nauczycielką w PLSP w Jarosławiu. W latach 1985 – 92 nauczycielką przedmiotów plastycznych na Wydziale Plastyki Studium Nauczycielskiego w Przemyślu. Od 1971 r. Zajmuje się malarstwem i rysunkiem, między innymi posługuje się techniką pastelu. Stypendium MKiS w 1973 r.; W roku 2022 otrzymała Brązowy Medal Gloria Artis.

Prace w zbiorach państwowych w Polsce oraz prywatnych w Polsce, na Ukrainie, na Kubie, we Francji, na Węgrzech, w Norwegii, USA i Niemczech. www.helenaploszajwodnicka.pl

 

Podziwiam Helenę Płoszaj-Wodnicką za umiejętność tworzenia w najwyższej tonacji: w tonacji krzyku. Nie grozi Jej przy tym niebezpieczeństwo, że krzyk ten stanie się pustym dźwiękiem lub bezzasadnym nawoływaniem. „Nieudany skok”, „Trening”, „Bieg po zdrowie” (z cyklu „Sport”) przedstawiają postać kobiety konwulsyjnie wygiętej, strącającej poprzeczkę, lecącej w przepaść z krzykiem rozpaczy, jak potępieńcy w średniowiecznych scenach Sądu Ostatecznego. Sport staje się współczesną wersją koła fortuny, który wynosi człowieka w górę jedynie po to, by strącił go w przepaść. Krzyczą również matki w cyklu „Macierzyństwa”, „Zabawy w rodzinę”, „Tworzenie mojego świata”, podkreślając rozpacz dramatycznym gestem rąk. Trzymają w nich dziecko – małego potworka o ciemnej, pomarszczonej skórze. Czasem towarzyszy im ojciec, niemy świadek sceny. Macierzyństwo kojarzone zawsze z ludzkim szczęściem, radością dnia powszedniego staje się „zabawą w rodzinę”, czymś umownym a jednocześnie tragicznym. Jak w przedstawieniach „Memento Mori” twarze tych postaci przeobrażają się w czaszki o pustych oczodołach, a ręce w suche piszczele szkieletów. Skojarzenie to podkreślają szarości, czernie i ciemne brązy w jakich utrzymana jest przeważająca część pasteli.

  Ten sam nastrój odnajdujemy w cyklu „Człowiek”, „Tradycja”, „Kain i Abel” i „Osobnicy bez masek”. To co się dzieje w nich między ludźmi ma wymiar groteski (jak w „Tradycji”, gdzie grupa manekinów zachwyca się niemowlęciem – żywą kukłą) i dramatu jednocześnie. Tak przedstawiona jest para w „Osobnikach bez masek” czy postacie z „Kaina i Abla”, milczące, medytujące nad nietrwałością ludzkiego życia. Krzyk cichnie, ustępuje miejsca „Zadumaniu i przestrzeni” i „Zadumaniu w czasie”. Nie jest ono jednak uspokojeniem, lecz rozpaczą, której nie da się wyrazić słowem czy nawet dźwiękiem.

Postacie Wodnickiej – podobnie jak postacie Samuela Becketta – są często karykaturalne: przejmujący swą niedołężnością starzec, wdzięcząca się kokietka, zalotnik, łachmaniarz. Wszystkie scharakteryzowane ostro, dosadnie, z wielką dbałością o szczegół. I w tych szczegółach niesłychanie prawdziwe, ujmujące lub odrażające, niekiedy śmieszne, zawsze prawdziwe, choć bywają i dziwaczne. Jest ich niewiele. Umieszczone w ciemnym, nieokreślonym, zawsze ponurym pejzażu, sprowadzonym do kilku szczegółów: zarys wzgórza, ciężkie chmury, drzewo. Częściej jeszcze jest to pustka: szarość lub czerń, w której pogrążone są postacie. Tacy właśnie bohaterowie tej scenerii odgrywają dramaty, w których chodzi o sprawy najistotniejsze: życie, miłość, śmierć. Bez rozbudowanej akcji, zawiłej intrygi i tłumów na scenie. Wystarczy im kilka zdań (często równie prozaicznych jak sami bohaterowie), oszczędne gesty rąk, milczenie, zaduma lub krzyk. Krzyk potrafiący wyrazić całego człowieka, bo znaczy więcej niż słowa.

Antoni Adamski

Poruszanie najgłębszych egzystencjalnych problemów, posługiwanie się językiem figuracji i konsekwencja w używaniu ekspresyjnej deformacji – te, najbardziej istotne treściowe i formalne cechy, człowiekowi poświęconej części twórczości Heleny Płoszaj-Wodnickiej, budzą nieoparte skojarzenia z malarstwem Francisa Bacona i, z jego sztuki wyrosłym, nurtem Nowej Figuracji. Mimo, że pozbawione mięsistej materii jego obrazów, lekkie, rysunkowe, często ocierające się o specyficzną stylizację, pastele i olejne kompozycje przemysko-jarosławskiej artystki są im bliskie przede wszystkim osobistą, bliską ekshibicjonizmowi, szczerością przekazu i jego dramatyzmem. Natomiast charakterystyczna forma, dostosowana do zauważalnej w nich fascynacji biologizmem, bólem przemijania i różnymi stopniami – aż do rozkładu – degradacji ciała, wskazuje na bliskie pokrewieństwo z kontrowersyjną, choć niewątpliwie znakomitą, twórczością Zdzisława Beksińskiego. Co oczywiste, inne są jej doświadczenia, inny sposób przeżywania świata – a zwłaszcza z innością płci związane dylematy. W swojej sztuce mierzy się zarówno z życiowymi, jak i artystycznymi schematami – i jest wobec nich obrazoburcza… Sięga zwłaszcza po te, które jako tematy w historii sztuki zawsze nasycone były dobrem i pięknem: tematem macierzyństwa, rodziny, czy ikonograficznym motywom Madonny. (…)

   Zaskakująco świetliste są jej pejzaże. Dźwięczne akordy barwnych plam artystka nakłada ze spontaniczną lekkością pojedynczo, z przestrzennym dystansem wobec siebie. Wibrują na prześwitującej, białej lub barwnej płaszczyźnie, tworząc sugestywne, krajobrazowe przestrzenie. Emanują czymś w tej sztuce rzadko spotykanym: pięknem…Czy to właśnie na naturę wskazuje Helena Płoszaj-Woźnicka jako na jedyne jego źródło?

Stanisława Zacharko

W centrum zainteresowań twórczych Heleny Płoszaj-Wodnickiej znajduje się rodzina. Zajęcie się tak istotnym, a równocześnie delikatnym problemem, często omijanym w sztuce współczesnej, wymagało od artystki zajęcia stanowiska wobec tradycji oraz wypracowania własnych środków wyrazu. Ponieważ Wodnicka tworzy od ponad ćwierćwiecza, łatwo dzisiaj daje się stwierdzić, iż malarka od p*oczątku swej pracy wybrała drogę niezależną i wolną od naśladownictwa. Udało się jej również znaleźć indywidualny sposób wypowiedzi, który konsekwentnie rozwijany sprawia, iż jej prace są ciągle świeże i wolne od monotonni.

Rodzina to kobieta – matka i jej dzieci. Mężczyzna czy ojciec, nie jest w niej niezbędny. Pojawia się on sporadycznie w cyklach „Macierzyństwo” i „Zabawa w rodzinę”, a kompozycyjnie i narracyjnie zajmuje pozycje drugoplanowe. Bohaterką, jest kobieta – silna i wrażliwa. Kobieta brzydka ciałem, lecz bogata urodą wewnętrzną, przez co bliska Madonnie z cyklu „Madonna z Dzieciątkiem”, który artystka realizuje od szeregu lat. Macierzyństwo bowiem jest pięknem i świętością. To tragizm i okrucieństwo życia, nadmierna eksploatacja sił psychicznych i fizycznych sprawia, że ciało ulega przesileniu i deformacji a do granicy rozpadu. Kobieta – matka jest jednak elementem scalającym wielość – ostoją. Mimo, że ona tez niekiedy czuje się bezradna i szuka wsparcia – pozostaje sama ze swoja tragedia.

Wizerunki rodzinne Heleny Płoszaj-Wodnickiej są dramatyczne w swej wymowie, a wrażenie to artystka osiągnęła stosując ekspresyjną deformację. Zabieg ten prowadzi ku turpizmowi, w szczególnych zaś przypadkach zarysy postaci ulegają tak daleko idącemu odrealnieniu, iż zatraca sie granica między malarstwem figuratywnym a abstrakcyjnym. W deformacji rysunku ciała pomaga jej wykształcenie rzeźbiarskie, a umiejętność budowania formy przestrzennej własnymi rękami sprawia, że wszelkie działania zdążające w tym kierunku są prawidłowe i konsekwentne.

(…)

Dzieła Wodnickiej mienią się różnymi kolorami – raz są to ostre kontrasty, innym razem przepełnia je spokój. Ulubioną gamę barwną stanowią szarości. W takiej stonowanej i łagodnej kolorystyce utrzymane są jej najnowsze prace.

Helena Płoszaj-Wodnicka jest artystką nieprzeciętną. Potrafiła przeciwstawić się prądom, modom i – mimo iż jej malarstwo nie mogło dekorować wnętrz mieszkalnych czy publicznych – realizowała swe wizje niespełnionej rodziny, cierpiących Madonn, ale też opiewała urodę otaczającego Świata.

Urszula Olbromska

 

tekst : ELŻBIETA CIESZYŃSKA


CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”

 


Nowy most kolejowy w Przemyślu wpisany w historyczne konstrukcje

Nowy kolejowy most w Przemyślu nad Sanem usprawni transport kolejowy. W listopadzie rozpoczęły się prace, których efektem będzie nowa przeprawa. Projekt pozwala zachować historyczne konstrukcje. Inwestycja PKP Polskich Linii Kolejowych S.A. współfinansowana ze środków unijnych POIiŚ, warta jest ponad 60 mln zł netto.

 

W listopadzie rozpoczęła się budowa nowego, kolejowego mostu w Przemyślu. Przeprawa nad Sanem zapewni sprawny transport kolejowy na trasie ważnej w ruchu międzynarodowym, krajowym i regionalnym. Po przebudowie pociągi pojadą szybciej, co pozwoli na opracowanie lepszej oferty podróży koleją. Przez most kursują składy z Przemyśla do Rzeszowa, Krakowa, na Dolny Śląsk. Przebudowane zostaną również drogi pod mostem. Wyeliminowane będą ograniczenia w ruchu drogowym, co korzystnie zmieni system komunikacji w Przemyślu.

Prace rozpoczną się od rozbudowy przyczółków i podpór. Takie rozwiązanie pozwoli „rozsunąć” obecne przęsła i przygotować między nimi miejsce dla nowej konstrukcji. Wykorzystywane obecnie kratownicowe przęsła mostu zostaną zachowane. Nowy sześcioprzęsłowy most o długości blisko 200 metrów będzie swoim kształtem nawiązywał do dawnej konstrukcji. Realizacja inwestycji – wg przyjętej koncepcji,  pozwoli zagwarantować sprawne przewozy kolejowe i zachować w panoramie miasta zabytkowe elementy kolejowej przeprawy.

Stary most kolejowy zmieni swoją funkcję. Trzy przęsła będą zaadaptowane na ścieżkę pieszo-rowerową, łączącą dwie części miasta. Pozostałe trzy przęsła zostaną wykorzystane przez Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej do przygotowania wystawy plenerowej.

Ruch kolejowy na moście będzie utrzymany. Czasowo będzie to ruch jednotorowy. Zakres prac wymaga zmian w organizacji komunikacji drogowej. Informacje przekazuje zarządca drogi m.in. na stronie miasta.

Inwestycja w Przemyślu ma wartość ok. 60 mln zł i jest współfinansowana ze środków Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, w ramach projektu: „Poprawa stanu technicznego obiektów inżynieryjnych, etap II” . W zakresie tego projektu jest także modernizacja dwóch mostów i wiadukt na linii kolejowej w okolicach Kłodzka, na Dolnym Śląsku. Zakładanym efektem projektu jest poprawa spójności sieci kolejowej, wzrost bezpieczeństwa i konkurencyjność transportu kolejowego.

źródło informacji:

Dorota Szalacha

zespół prasowy

PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.

 

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”