NASZ PRZEMYŚL – STYCZEŃ 2022 NUMER 01 / 207

Życie godne pamięci (cz. I)

Zbigniew Chabasiewicz (1922-2022) – wspomnienie w stulecie urodzin

Na łamach „Naszego Przemyśla” pisałem już o nim kilkakrotnie z różnych powodów, ale, jako że pamięć ludzka bywa zawodna, nadarza się szczególna okazja, by w okrągłą rocznicę urodzin przypomnieć czytelnikom pisma, kim był dla Przemyśla i czym trwale się zapisał w historii swego ukochanego rodzinnego miasta, w którym przeżył całe pracowite życie.

 

Urodził się w Przemyślu

6 stycznia 1922 r. przy dawnej ulicy Mickiewicza 85 (obecnie Lwowska 3), w dzielnicy Błonie Lwowskie. Został ochrzczony w przemyskiej Katedrze 21 maja 1923 r., a rodzicami chrzestnymi byli Jan Kűhner, majster stolarski, i Franciszka Czajkowska.

Ojciec, Stanisław, był z zawodu mistrzem masarskim i prowadził kram mięsny (tzw. jatkę), a matka, Anastazja, zajmowała się gospodarstwem domowym i wychowywaniem dzieci.

Zbigniew miał dwie siostry: Adelę Marię ur. 22.03.1923 r. i Emanuelę Stanisławę ur. 2.08.1925 r.

W roku szk. 1928/29 chłopiec rozpoczął naukę w 7-klasowej Publicznej Szkole Powszechnej im. Adama Mickiewicza w Przemyślu przy ul. Wincentego Pola 49, którą ukończył 15 czerwca 1935 r. W czasie wolnym od nauki poznawał trud ciężkiej pracy, pomagając ojcu w warsztacie rzeźniczym.

3 września 1935 r. został uczniem Państwowego Koedukacyjnego Gimnazjum Kupieckiego w Przemyślu przy ul. Dworskiego 25, do której to szkoły uczęszczał do dnia 21 czerwca 1939 r. W latach gimnazjalnych należał do szkolnego hufca Przysposobienia Wojskowego (PW), w którym przeszedł wstępne przeszkolenie do służby wartowniczej.

Wojna

Gdy 1 września wybuchła wojna niemiecko-polska, przemyskie szkoły nie wznowiły działalności. Chabasiewicz miał 17 lat i był uczniem IV klasy Gimnazjum Kupieckiego. Zamiast zasiąść w szkolnej ławie, został powołany przez Powiatową Komendę PW Przemyśl-Miasto do pełnienia służby wartowniczej w willi Frenkla przy ul. Dworskiego 39.

Kiedy po kolejnych bombardowaniach Przemyśla władze miejskie i służby komunalne ewakuowały się do Lwowa, 8 września około północy Zbyszek wraz z kolegami opuścił miasto z falą cywilnych uchodźców i 18 września, z wycofującym się wojskiem, przekroczył granicę polsko-węgierską, gdzie został internowany w obozie dla cywilów w miejscowości Kadarkut. Z obozu uciekł do Francji, gdzie po klęsce wrześniowej gen. Władysław Sikorski odtwarzał Polską Armię.

We Francji i w Wielkiej Brytanii

W lutym 1940 r. jako ochotnik wstąpił do 24. Pułku Ułanów (24. PU) stacjonującego w Mondragon na południu Francji. Ponieważ był niepełnoletni (miał 17 lat), został przyjęty jako „dziecko pułku”. Po kapitulacji Francji, 22 czerwca 1940 r., w porcie Le Verdon, ewakuował się z macierzystym pułkiem do Wielkiej Brytanii.

W czerwcu 1941 r. został oddelegowany do Gimnazjum Ogólnokształcącego w Glasgow, które ukończył 26 czerwca 1942 r., uzyskując tzw. małą maturę. Tymczasem w kwietniu 1942 r. 24. PU wszedł w skład nowo tworzonej 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. po powrocie do jednostki Chabasiewicz awansował na st. ułana i skierowano go na szkolenie techniczne do szkoły pancernej w Bovington, a następnie na kurs korekcji kompasów w Lulworth. W połowie czerwca 1942 r. odszedł do Szkoły Podchorążych Broni Pancernej w Catterick (Szkocja), którą ukończył jako prymus 19 marca 1944 r. w stopniu kaprala podchorążego i z chwilą powrotu do pułku został mianowany dowódcą czołgu w III plutonie 3 szwadronu. Z macierzystym 24. PU wziął udział w inwazji aliantów w Normandii, przechodząc cały szlak bojowy 1 Dywizji Pancernej. W czasie walk frontowych był dwukrotnie ciężko ranny: pod Estrees la Campagne we Francji (9.08.1944) oraz pod Kollinghorst w Niemczech (22.04.1945).

18 września 1944 r. awansował do stopnia podporucznika.

Koniec wojny zastał go w szpitalu Brugmana w Brukseli, gdzie przebywał na leczeniu po ciężkim zranieniu pod Kollinghorst.

Powrót

Po rekonwalescencji ppor. Chabasiewicz został skierowany przez dowództwo jednostki do Liceum Handlowego (Commercial College) im. H. Bruna w Glasgow, które ukończył 12 grudnia 1946 r., uzyskując świadectwo dojrzałości. Władając perfekcyjnie językiem angielskim, otrzymał intratną propozycję zawodowej służby wojskowej w armii brytyjskiej, jednak z tej oferty nie skorzystał i po blisko ośmiu latach nieobecności powrócił 26 czerwca 1947 r. do rodzinnego Przemyśla. (…)

Materiał przygotował ZENON ANDRZEJEWSKI

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”


 

 

 

 

NIE STRZELAĆ DO POETÓW

 

Wieczór poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, który odbył się 15 grudnia, w sali koncertowej Towarzystwa Muzycznego wniósł do dotychczasowego klimatu poetyckich wieczorów nowe rozwiązanie, które z całą pewnością dodaje mu atrakcyjności. Dorosłym lektorom, członkom i sympatykom RSTK, towarzyszyła młodzież ze Szkoły Podstawowej nr 16 w Przemyślu, która nie zważając na warunki atmosferyczne recytowała wiersze, przy odpowiednim nagłośnieniu, przed budynkiem siedziby stowarzyszenia i na balkonie wychodzącym z sali koncertowej na rynek miasta. Ten performensowy występ udanie połączony z prezentacją lektorów oraz wykonaniem utworów Debussego i Chopina przez młodego pianistę złożył się na wydarzenie podsumowujące setną rocznicę urodzin poety. Obsada wymieniona jest na załączonym plakacie a całość została uwieczniona przez telewizję Toya i przez Radio Fara, którym serdecznie dziękujemy.

„Biała magia”

Stojąc przed lustrem ciszy
Barbara z rękami u włosów
nalewa w szklane ciało
srebrne kropelki głosu.

I wtedy jak dzban- światłem
zapełnia się i szkląca
przejmuje w siebie gwiazdy
i biały pył miesiąca.

Przez ciała drżący pryzmat
w muzyce białych iskier
łasice się prześlizną
jak snu puszyste listki.

Oszronią się w nim niedźwiedzie,
jasne od gwiazd polarnych,
i myszy się strumień przewiezie
płynąc lawiną gwarną.

Aż napełniona mlecznie,
w sen się powoli zapadnie,
a czas melodyjnie osiądzie
kaskada blasku na dnie.

Więc ma Barbara srebrne
ciało. W nim pręży się miękko
biała łasica milczenia pod niewidzialna ręką.

4 I 42r. w nocy

(…)

redakcja odcinka Maria GIBAŁA

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”

 


Portret rekordzisty

 

Był taki czas, kiedy przemyślanie chcąc kupić buty, przede wszystkim szli do „Chełmka”.

Cudzysłów podkreśla powszechnie używaną nazwę firmowego sklepu fabryki obuwia, z tej właśnie miejscowości. Usytuowany w wyremontowanych właśnie podcieniach, wystrojem wnętrza przypominał dzisiejsze galerie. Bogaty asortyment fasonów, wysoka jakość wykonania skórzanych, głównie polskich, a przy tym w dostępnych dla przeciętnego nabywcy obuwia cenach, sprawiały że „Chełmek” w mieście cieszył się zasłużoną renomą.

Na głównych ulicach Przemyśla nie brakowało państwowych sklepów obuwniczych, a przy tym w niektórych prywatnych galanteriach można było za niemałe pieniądze kupić „szczyt mody”tamtych lat, popularne „warszawianki” z wąskim, długim szpicem, lub „bitelsówki” z zadartym w górę noskiem. W jednym i drugim przypadku ich oferta miała ograniczony zasięg, bo jak mówił, lwowsko-przemyskim slangiem mój znajomy, „po porządne meszty zasuwaj do „Chełmka”. Myślę, że ta sugestia sprawiła, iż właśnie tam kupiłem ślubne półbuty.

W 1968 roku kierownikiem firmowego sklepu, a także analitykiem rynku obuwniczego w tym rejonie Polski został pan Bolesław Ekiert. Miał już za sobą bogate doświadczenie pracując od 1962 roku w chełmskiej fabryce obuwia na różnych stanowiskach. W 1976 roku firmowe sklepy „Chełmka” przejęło Przedsiębiostwo Obrotu Towarowego Przemysłu Skórzanego „Polbut” w Łodzi, a Bolek (wieloletnia znajomość upoważnia mnie do poufałości), został pracownikiem firmy. Transfomacja ustrojowa sprawiła, że w 1989 roku odkupił od „Polbutu” część udziałów i pod nazwą „Ekbut” rozpoczął samodzielną działalność. W tym czasie prowadził hurtownię oraz pięć sklepów obuwniczych na terenie Przemyśla, zatrudniając 30 osób. Splot różnych zdarzeń, w tym zubożenie rynku i problemy związane z pandemią sprawiły, iż firma podupadła, a Bolek by interes utrzymać musiał do niego dokładać. Lata doświadczeń i twórczy upór nie pozwoliły mu rezygnować. W konsekwencji zlikwidował sklep w podcieniach i przeniosł się w okolice zielonego rynku, gdzie funkcjonuje nadal.

5 stycznia 2020 roku minie 60 lat jego pracy zawodowej w branży obuwniczej i jest to swoisty rekord, którego z żadnym przykładem nie można porównać.

Równoległą pasją Bolka był sport. Rozpoczynał od piłki nożnej, ale gdy w wieku 17 lat ukończył kurs instruktorski przez blisko 40 lat poświęcił się podnoszeniu ciężarów, najpierw jako czynny zawodnik, póniej trener, organizator, wreszcie sponsor sekcji w Chełmku, Medyce, Olszycach, Zapałowie, a szczególnie przemyskiej Polonii, którą w pewnym momencie wprowadził do I ligi. W środowisku ciężarowców był autorytetem, a jego podopieczni odnosili wiele sukcesów, zaś on sam zasiadał w Zarządzie Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Mimo wielu wysiłków nie potrafił pokonać istniejących barier, żeby jak marzył, przemyska sekcja była najlepsza w kraju.

Tytułowy – Portret rekordzisty – byłby niepełny gdyby pominąć rodzinę. Jadąc ulicą Okrzei w górę, po lewej stronie mijamy tzw. „strzelnicę”, wojskowy wówczas teren, którym administrował ojciec Bolka, a rodzina mieszkała tam w służbowym domu. Po śmierci męża mama Stefania musiała zmierzyć się z trudem wychowania siedmiorga dzieci. Ciężary życia wzięło na barki również starsze rodzeństwo dlatego rodzina nie tylko przetrwała najgorsze doświadczenia, ale też umocniła się. Ta więź wzajemna wytrzymała wszelkie próby i istnieje do dziś.

Przykład mamy, był inspiracją do czynienia dobra również dla Bolka, gdyż pewne wartości wynosi się głównie z domu. Z potrzeby serca, a nie obowiązku woził Stefanię na wszystkie uroczystości patriotyczne odbywające się w mieście. Ostatni raz spotkałem ich pod pomnikiem Orląt. Sędziwa pani miała wówczas 96 lat.

Życząc Jubilatowi dobrego zdrowia, długich lat życia i zawodowej aktywności wyrażam nadzieję, że życie przyniesie mu jeszcze wiele radości.

tekst KRZYSZTOF FIL

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”


 

Marian Szajda autorem pomnika Tadeusza Kościuszki w Nowym Jorku

Przemyski rzeźbiarz Marian Szajda jest autorem popiersia Tadeusza Kościuszki, które zostało odsłonięte szóstego listopada 2021 roku na Brooklynie. Pomnik usytuowany jest na skwerze znajdującym się przy skrzyżowaniu Meeker Avenue i Apollo Street przy nowym moście im. Tadeusza Kościuszki. Wydarzenie to było ukoronowaniem wieloletnich starań tamtejszej Polonii, a wybór przemyślanina, jako autora tego monumentu, to wielkie wyróżnienie i zaszczyt.

W przedsięwzięcie to zaangażowane były dwie organizacje: Pulaski Association of Business and Professional Men oraz Fundacja Kościuszkowska. Wielkie zasługi położyli mieszkający w tej dzielnicy, były poseł stanowy Joe Lentol oraz dr inż. Tadeusz Alberski, koordynator budowy mostu Kościuszki z ramienia biura stanowego Departamentu Transportu w Albany. Całość projektu koordynowana była przez Dariusza Knapika. Firma Victoria Consulting & development, nalężąca do Pana Dariusza, wykonała również postument. Popiersie natomiast odlane zostało w Polsce w odlewni Marka Kawińskiego Kawmet działającej w Orłach koło Przemyśla.

Autor pomnika, artysta rzeźbiarz Marian Szajda, jest przemyślaninem działający w naszym mieście już od 1991 roku. Wtedy to artysta powrócił do rodzinnego miasta po studiach rzeźbiarskich w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Od tego czasu w jego przemyskiej pracowni powstawały kolejne realizacje rzeźbiarskie. Wśród nich znajdują się takie monumenty, jak pomnik Kazimierza Osińskiego zlokalizowany przy wejściu do Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, pomnik Ofiar Sybiru i Katynia czy figura Matki Boskiej przy Kościółku na Błoniach. Warto też przypomnieć, że popularny piesek Szwejka to dzieło Mariana Szajdy. W Muzeum Historycznym Miasta Przemyśla, kamienicy Brzykowskich, w Atelier Bernarda Hennera znajduje się fontanna jego autorstwa. W kilku miejsca naszego miasta zlokalizowane są tablice pamiątkowe, jak choćby odsłonięta niedawno płyta poświęcona rodzinie Tarnawskich, a także Szkole organistowskiej Salezjanów oraz płyty Karola Duldiga czy Brata Alberta Chmielowskiego. Marian Szajda jest też autorem statuetki upamiętniającej postać wybitnego artysty malarza Mariana Strońskiego oraz tablicy ku jego czci zlokalizowanej przy ul. Jana Matejki w Przemyślu. Statuetka wręczana jest od 2004 roku laureatom cyklicznego konkursu Nagrody im. Mariana Strońskiego.

(…)

tekst ELŻBIETA CIESZYŃSKA

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”

 

 


 

Niech żyje karnawał !

Najbardziej zabawowy i szalony czas w roku to karnawał, nazywany swojsko zapustem. Istnieje kilka teorii na temat pochodzenia wyrazu „karnawał”. Niektórzy badacze uważają, że słowo to ma swoją genezę w języku łacińskim carrus novalis – ukwiecony rydwan boga Dionizosa, pojawiający się w Rzymie podczas obrzędów powitania wiosny. Inni wskazują na włoskie carnevale, co dosłownie oznacza „usunąć mięso” i ma symboliczny związek z pożegnaniem mięsa przed Wielkim Postem. Niezależnie od pochodzenia słowa „karnawał” ma on utrwalone różne formy świętowania: korowody przebierańców, kuligi, bale, hulanki, uczty, psotne żarty oraz łamanie różnych zakazów i norm społecznych. W Polsce najpopularniejsze były kuligi i bale w warstwach wyższych, zaś na wsiach odwiedziny maszkar i przebierańców oraz tańce i zabawy w karczmach. Karnawał na dobre przylgnął do okresu od Nowego Roku (lub Trzech Króli – 6 stycznia) do Wielkiego Postu i do określonych zachowań rozrywkowych, zabawowych, niczym nie skrępowanych i swawolnych. W polskiej tradycji ważnym elementem karnawału były bale, tańce i hulanki.

Zimową porą roztańczone były szlacheckie pałace i dwory oraz mieszczańskie kamienice. Wyjątkowe bale miały miejsce w XIX wiek, ponieważ oprócz zabawy, były też okazją do spotkań, rozmów, wsparcia najuboższych lub jakiegoś szczytnego celu. Modne były loterie i wykupywanie biletu wstępu. Najważniejsze bale wydawały rody arystokratyczne, ale były też bale określonych sfer, grup zawodowych, towarzystw, bale wojskowe, proszone, składkowe i dobroczynne. W karnawale bawił się każdy, kto miał na to ochotę. Tradycje karnawałowe były kontynuowane także w Polsce Ludowej. Bawiono się w wielkich salach, hotelach, świetlicach, domach kultury i wiejskich remizach. Mimo niedoborów towarów bale karnawałowe oferowały dość bogate menu, a panie prześcigały się w wymyślnych kreacjach, często własnoręcznie stworzonych. Współczesne bale karnawałowe nadal są organizowane, lecz maskarad wśród nich jest niewiele. Dziś karnawału nie obchodzi się już tak hucznie jak przed laty, zanikają też obrzędy i zwyczaje towarzyszące zapustom na wsi.

(…)

tekst MAŁGORZATA DZIURA

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”