NASZ PRZEMYŚL – SIERPIEŃ 2021 NUMER 8 / 202

Święto Fajki po raz szesnasty!

Po rocznej przerwie powróciliśmy z jedną z najbardziej przemyskich imprez – Świętem Fajki.

Jak zobaczycie na zdjęciach, tak jak w ubiegłych latach, było kolorowo, głośno i radośnie, tak jak powinno być podczas święta tego unikalnego rzemiosła i ludzi, którzy je tworzą. Niedzielne (27 czerwca) wydarzenia Święta Fajki miały jeszcze jeden aspekt, bardzo na czasie. Promowaliśmy w tym dniu akcję szczepień przeciw COVID-19, bo to dzięki zniesieniu wielu ograniczeń dotyczących
gromadzenia się, mogliśmy zaprosić mieszkańców i turystów na to wyjątkowe spotkanie.

  Tegorocznemu Świętu Fajki patronowała fajka podhalańska i pod tym hasłem w niedzielne popołudnie z Rynku wyruszyła kolorowa parada fajkarzy prowadzona jak zwykle przez przemyskich szwejków, górali i Przemisię, którym przy dźwiękach Avanti Sanockiej Młodzieżowej Orkiestry Dętej towarzyszyli główni bohaterowie spotkania, czyli członkowie klubów fajkarzy z całej Polski. W pochodzie zmierzającym w stronę Muzeum Dzwonów i Fajek znaleźli się oczywiście także Zastępca
Prezydenta Bogusław Świeży, Sekretarz Miasta Dariusz Łapa, Szef Sztabu 21. Brygady Strzelców Podhalańskich ppłk Marcin Dusza, Prezes Przemyskiego Klubu Fajki Zbigniew Bednarczyk oraz tegoroczny Król Fajki Maciej Maciejewski z Kalisko-Ostrowskiego Klubu Fajki – ten tytuł został mu przyznany już po raz trzeci. (…)

 

Materiał przygotował WITOLD WOŁCZYK

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”


 

 

 

 

Złapane w siatkę na motyle

  Stefania Świątek – przemyślanka urodzona w latach 40. XX. w. Swoje dzieciństwo i wczesną młodość spędziła z rodzicami i dziadkami w centrum miasta, w domu, którego okna wychodzą
na Plac Niepodległości. Ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego. Czasami
wspomina codzienną drogę do szkoły przez most nad Sanem, przyjaźnie i pierwszą miłość. Po maturze rozpoczęła studia na Uniwersytecie Łódzkim. Pani magister filologii polskiej związała swe
losy z Łodzią na wiele lat. Założyła rodzinę, podjęła pracę jako nauczycielka języka polskiego.  Kształceniem młodzieży zajmowała się przez całe aktywne życie zawodowe. Najpierw ucząc
w technikum, a po przeprowadzce do Częstochowy jako wykładowca Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Długosza. Aktualnie, Pani Stefania, korzysta z wolnego czasu na emeryturze. Jest to czas spokojnej i dojrzałej refleksji, pełen wspomnień i częstych powrotów do rodzinnego Przemyśla. Swoimi rozważaniami dzieli się z rodziną oraz czytelnikami. W swoich wierszach przekazuje wiedzę i wrażliwość na sztukę, wspomina ulotne chwile, które powracają po latach, uczy, skłania do zadumy, uśmiechu a czasem do łez. Przemyśl, mimo że od lat mieszka w innym miejscu, zajmuje ważne miejsce w Jej sercu. Do rodzinnego miasta i jego mieszkańców chętnie wraca myślami.

Ilona Świątek-Barylska

 

RĘKAWICZKA
skórzana dwukomorowa piramida
żywej ręki
tylko ona tak pieczołowicie
przechowuje zapach ludzkiej skóry
Tylko ona tak uparcie
bez dłuta Rodina
i szkiców boskiego Leonarda
trwa w kształtach zwyczajnej dłoni
W czasach dawnych historii
rycerze rzucali ją jako wyzwanie
ale Ty nie rzucaj nią we mnie
bo ona jak bumerang wróci zawstydzeniem
nieprzemyślanego gestu
Pod jej skórą skrywał mord
nie tylko ród Borgiów
Dla Sybiraków bywała często
jedynym ratunkiem
Dla paryskiej damy już tylko atrybutem
zwątpionej kobiecości
Dla mnie jest skarbonką – pamiątką
dla wszystkich życzliwych uścisków
złożonych wczoraj i dziś
na niepewnej życia dłoni

 

redakcja odcinka Maria GIBAŁA

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”

 


Pod dachami Paryża

To było gdzieś z końcem lata 1988 roku. Na podstawie zaproszenia (takie wtedy obowiązywały  przepisy) do Paryża przybył Romek. Przez pewien czas gościłem go u siebie i z tego okresu pamiętam wydarzenie, które szczególnie utkwiło w mej pamięci. Mieszkałem wówczas w XVIII dzielnicy, przy ulicy Bld. Barbes, kilka kroków od placu Pigalle i wzgórza Montmartre. Już pierwszego wieczoru zaproponowałem spacer w kierunku owianego legendą kabaretu Moulin Rouge. Szliśmy gwarnym deptakiem, gdy w pewnym momencie Roman spojrzał w głąb stromej uliczki pnącej się w górę i natychmiast dłońmi zakrył oczy. Ten gest ponowił kilkakrotnie, jakby nie wierzył temu, co ujrzał. Bliską perspektywę zamykała monumentalna bryła bazyliki, wbita białą
kopułą w ciemne niebo. Widok, który każdego poraża pięknem, budzi zachwyt ale i respekt, stał się również jego udziałem. Taki był początek.

  Tytuł tekstu zapożyczyłem od René Claira autora (jak pisze encyklopedia) pierwszej komedii muzycznej, ale nie po to, by inicjować komediowy nastrój, lecz podzielić się refleksją o skomplikowanych i trudnych losach ludzi, którzy z różnych, głównie ekonomicznych, powodów zdecydowali szukać swojej szansy w Paryżu. Akurat w latach wspomnianych w pierwszym
zdaniu we Francji kończyła się „moda na Polaków”. Kilka lat wcześniej trudno było spotkać na paryskich ulicach samochód bez naklejki „Solidarność”. Jakkolwiek Europa nadal fascynowała się
przemianami społecznymi w Polsce, przed oknami Konsulatu RP na placu Inwalidów wciąż funkcjonował ogródek Związku z listem gończym za gen. Jaruzelskim, a w Kościele polskim przy rue Cambon, rektor Polskiej Misji Katolickiej ks. prałat St. Jeż strofował dziennikarzy światowych
dzienników, którzy skakali po ławkach, by zobaczyć L.Wałęsę, – sympatia Francuzów do naszych rodaków wyraźnie oziębła. Sądzę, że zasadniczym powodem była masowa emigracja, która stała się także źródłem wielu zagrożeń. Wedle statystyk w okręgu paryskim legalnie mieszkało około 50 tys. Polaków, natomiast liczba przybyszów „na czarno” trudna jest do oszacowania. Sytuacja nabrzmiała w momencie zniesienia przez Francję obowiązku wizowego. Rodacy szukali jakiejkolwiek pracy, jak bańka mydlana pękały mity o zarobkach, stabilizacji, dobrobycie, zdarzały się osobiste
dramaty, a w dalszej perspektywie nawet rozpad rodzin. Prasa dość często donosiła o pospolitych przestępstwach popełnianych przez Polaków, a to stanowiło argument dla paryskiego merostwa, by odmówić staraniom Polskiej Misji Katolickiej o udostępnienie bezdomnym noclegowni. Osobiste obserwacje i znajomość tamtych realiów złożyły się na cykl reportaży, które pod wspólnym tytułem „Cena złudzeń” w latach 2000-2001 publikowałem w Tygodniku Katolickim „Niedziela”. Zarówno
wtedy, jak również dzisiaj uważam, że straty spowodowane np. rozłąką są dużo wyższe niż każdy zysk. Problem w tym, jak je zważyć ? W jakimś wymiarze pytanie to dotyczy również Romka, który jak łatwo policzyć już 33 lata żyje we Francji. Nieraz się zastanawiałem, co musi się dziać w świadomości (czytaj w duszy)człowieka, który wiele lat temu wyjeżdżając do Francji wziął z sobą, jako cenną pamiątkę, mały kamyczek wydobyty z potoku w rodzinnej Krzeczkowej. Pokazał mi go tuż po naszym spotkaniu i nie chcę opisywać wyrazu jego twarzy, żeby uniknąć zbędnego patosu. (…)

tekst KRZYSZTOF FIL

CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”