MOST, KTÓREGO NIE BYŁO Historyczna mistyfikacja
Liczne ostatnio publikacje na temat przemyskich mostów zainspirowały mnie, aby dorzucić „do puli” również swoje „trzy grosze”. Nie zamierzam jednak wchodzić Autorom w paradę. Chciałbym za to napisać o moście, którego w rzeczywistości nie było, zaistniał wszelako na kartach niejednej pracy poświęconej dziejom naszego miasta. Chodzi mianowicie o artystyczną fantazję, która jakimś trafem zyskała rangę dokumentu historycznego.
Rozmaite materiały wizualne bez wątpienia stanowią cenne źródło wiedzy o przeszłości nadsańskiego grodu. Pozwalają choćby, często dokładniej niż najbardziej szczegółowy opis, ustalić wygląd czy lokalizację nieistniejących od lat obiektów. Niestety, nie zawsze zasługują one na zaufanie! Nawet wszak czerpiąc informacje ze zdjęcia, zwłaszcza jeśli pochodzi z widokówki, można zrobić się w konia, by nie rzec, że w jego kłapouchego krewniaka, darzonego znacznie mniejszą odeń estymą.
Nie tak rzadka była przecież sytuacja, gdy dawni producenci pocztówek, często zresztą działający poza Przemyślem (Berlin, Budapeszt, Kraków, Lipsk), wykorzystywali fotografie „z lamusa”, ukazujące nieaktualny w chwili wydania stan zabudowy. Zdarzały się też błędne opisy, np. Klasztor Felicjanek (zamiast benedyktynek) albo Widok Zamku (zamiast Domu Ogrodnika). Inna „zmyłka” to nadruk: Pozdrowienie z Przemyśla na kartach przedstawiających krajobrazy zgoła nietutejsze, co „zawdzięczać” należy niezbyt fortunnej okoliczności, iż jeszcze u progu I wojny światowej Galicja uchodziła za dzicz (Jerzy Pałosz zauważył, że pamiętniki przybywających na nasze tereny oficerów austriackich przypominają czasem relacje kapitana Cooka ze spotkań z Maorysami!), skutkiem czego „zsyłani” do twierdzy przemyskiej żołnierze zapobiegliwie nabywali widokówki przed opuszczeniem „cywilizowanych” regionów.
CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”
Nowości wydawnicze
Wspominając z sentymentem ubiegłoroczne, październikowe VI NADSAŃSKIE SPOTKANIA POETYCKIE wyławiamy spotkania z Autorami o charakterze warsztatowym i promocyjnym. Przeszliśmy przez nie galopem jak „konie prawdziwe, konie wyśnione” z pięknej wystawy Agnieszki Szady z Lublina. W bogatym wyborze pozycji chłonęliśmy ich różnorodność, walory warsztatu, poznawaliśmy po raz kolejny twórcę, śledząc jego mimikę, wyraz twarzy, analizując jego tembr głosu. Tak zasłuchani i zapatrzeni nie mierzyliśmy czasu a kiedy wieczór dobiegł końca usiedliśmy w przyjacielskim gronie wymieniając tomiki, autografy, dedykacje i wrażenia. Jakże ważne i miłe były to chwile zespolenia dusz, serc i umysłów przecież różnych a z jednym mianownikiem wrażliwości na sztukę. To ciepło dodawało temperatury do pięknego jesiennego wieczoru i sprawiło, że do jego kresu dotarliśmy tuż przed północą. Niestety czas nie sprzyjał organizowaniu indywidualnych wieczorów autorom wydanych książek, co zawsze czyniliśmy Poniżej krótka charakterystyka nowości wydawniczych okresu pandemii.
Maria Gibała
„Palenie pierza”; tomik poezji wydany dzięki Stypendium Twórczemu Prezydenta Miasta Przemyśla Wojciecha Bakuna; rok wydania 2020; wydawnictwo Mamiko; ISBN: 978-83-65795-76-2
Palenie pierza
pióra się nie palą
stopiły się w majowym sadzie
wśród zieleni i kwitnących wiśni
troski do poduszek
uśmiechy rodziców
uleciały
teraz już mają
świeże
puchowe obłoki
Wiesław Hop
„Długa noc”; książka sensacyjna; wydawnictwo CM Warszawa; rok wydania 2020; ISBN 978-83-66371-90-3
Agnieszka Drozd – atrakcyjna maturzystka – jest zakochana w starszym od niej tajemniczym Andrzeju Dżoń. Ale jej rodzice są przeciwni tej znajomości. Na tym tle pomiędzy matką i córką dochodzi do kłótni. Kilka dni później, gdy Agnieszka wyjeżdża w Bieszczady, rodzice zaniepokojeni brakiem kontaktu z córką, wynajmują prywatnego detektywa, Józefa Biesiadę, aby odnalazł dziewczynę i sprowadzili do domu.
Agata Litwin
„Przestrzeń heretyków”; tomik poezji; wydawnictwo AGS; rok wydania2019; ISBN 978-83-953181-3-9
Pocieszanie kamienia
Nie słońce opala ten kamień.
Oczy małego starca zanurzone w ogniu.
Cierpliwe oczy zwisające na wygłodniałą szczęką.
Dłoń opierająca się o brodę. Spacer z kijem.
Nie słońce, a wiatr.
Tarmoszenie krzewu. Wypalanie sadła.
Udar napuchniętej piety.
„Haiku – W dolinie Sanu”; wydawnictwo AGS; rok wydania 2019; ISBN 978-83-953181-6-0
noc
wielka niedźwiedzica
pogania konie
nie wiadomo skąd
blada jak mgła
turkawka
jej oczy
sosnowy las
bez igieł
Teresa Paryna – tomik poezji i prozy „Roztrzaskane lustro”; rok wydania 2020; wydawnictwo Agencja Reklamowo – Wydawnicza JM; druk Geokart International Rzeszów; ISBN 978-83-62729-40-1
Myśląc o Kresach
Móc cofnąć rolkę filmu,
zanim ruszy ku zabijaniu…
Nim przestrzelą obłoki,
rozbebeszą pola
a różowe panny
trafią do szarych fotografii.
Zanim tłumy spakują tobołki
i w pośpiechu,
w osłupieniu
w obłędzie
wsiądą do bydlęcych wagonów.
Zdążyć przed schyłkiem.
Przed tym, co przyjdzie
na wyniosłe katedry,
na płaską codzienność.
Niechby pozostali
w pozycji przed zdradą,
przed torem kuli,
przed ciosem siekiery…
Odsunąć bolesne dekady,
zanim kamienne lwy
zawyją na trwogę.
Nim wytoczy łzę
gorzkie wniebozwątpienie…
Mateusz Pieniążek
„Historie pewnych podróży”; drukarnia San Set Ostrów – Przemyśl; rok wydania 2020; ISBN 978-83-88417-99-3;
Pan Money kochał wiersze i samoloty kochał, i wiedział, że ostatnim słowem jakie napisze w swej powieści będzie Amen.
„Księżyc gaśnie Celino czyli czekamy na świt”; wydawnictwo San Set Ostrów – Przemyśl; rok wydania 2020; ISBN 978-83-66569-03-4;
Mój syn krył kiedyś dachy papą żydowskim rodzinom mieszkającym nad zatoką filadelfijską. W tamtym czasie gdy niebo było bardziej niebieskie, a woda miała kolor wodorostów zbierałem kamienie i patyki na ścieżce i czekałem cierpliwie na wiadomości zza oceanu i razem z Celiną podpieraliśmy ściany domu, które atakował wiatr. Tutaj rude, drapieżne ptaki porywały nasze kury i tchórze wynosiły ich ciepłe jajka, z ciepłych gniazd. Próbowałem coś zrobić. Grałem preludia, rzucałem pasaże w gęstwinę ogrodów. Myślałem wtedy, że nie mam się czym martwić kiedy syn kryje dachy papą żydowskim rodzinom, a dach naszego domu ochroni nas przed deszczem.
„Ratlerek chirurga i inne opowiadania”; drukarnia San Set Ostrów – Przemyśl; rok wydania 2020; ISBN 978-83-66569-02-7;
Pies jak pies. Każdy widział wiele psów w swoim życiu, ale takiego ratlerka jaki pomieszkiwał w ciepłych komnatach chirurga nikt nie widział. Ten mały sukinsyn – jak mówił starszy sąsiad z piętra potrafił…wypaść jak mały bolid i wczepić się w nogawkę spodni… ten mały sukinsyn – jak mówił młodszy sąsiad z parteru…podgryzał kostki i łydki…
„100 wierszy + jeden ptaszek”; drukarnia San Set Ostrów – Przemyśl; rok wydania 2020; ISBN 978-83-66569-06-5;
Ptaszek
co mogę napisać
był
fruwał
wyglądał jak wyglądał
jadł co jadł
aż
spadł
jak gwiazda
i
zgasł w kamieniu
zamilkł w nim
trzydzieści milionów lat
nie opisuję
milczę
opisali go:
Jamna Szybiaki
dodaję:
Świecidełko
Mieczysław Szabaga
„Na delfijskim etacie”; wydawnictwo Mamiko; rok wydania 2020; ISBN 978-83-65795-64-9
prognozy poetyckie
jakie ryzyko ponosi poeta
malując swój autoportret
czy zaglądnie w lustro nieopatrznie
aby odkryć oblicze jesienne
czy też wiosna przeleci przez
jego twarz niewzruszoną
to prawdziwe ryzyko chociaż
prawdę świadcząc srebro zaklęte
w tafli zawsze coś pozmienia
może czasem zmaluje a może
wykrzywi twarz grymasem błazna
takie jego ryzyko przecież
żadne prawie ale spogląda
w przyszłość natrętnie ciekawie
gotów innym sprzedawać swe
wizje prorocze bo poeta jest
wieszczem na delfijskim etacie
redakcja odcinka Maria GIBAŁA
CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”
Julian Smuk – Przemyski Szwejk.
…na agresję, na podłość, arogancję, chciwość,
na intrygę i wszelką cudzą niegodziwość,
na chamstwo, na głupotę to jest medycyna –
niebieskich oczu uśmiech zachować kretyna…
(Mieczysław Czuma)
W dniu 3 lutego 2021 r. do wielu zacnych osób pochowanych na Cmentarzu Głównym w Przemyślu dołączył nasz przyjaciel i kolega, członek Zarządu naszego stowarzyszenia Julian Smuk – Przemyski Szwejk.
Za młodu był, jak mówi jego brat Adam łobuziakiem, potem kolejarzem, ludwisarzem, honorowym dawcą krwi, wędkarzem, członkiem Zarządu Przemyskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka, społecznym opiekunem zabytków, a w szczególności Bramy Fortecznej Sanockiej Dolnej, którą codziennie doglądał. Przyznaną mu odznakę za opiekę nad zabytkami nie zdążył już odebrać.
Julian był Przemyskim Szwejkiem i wcielił się w rolę Szwejka bez rozkazu, przyszło mu to naturalnie.
Rolę Szwejka grało wielu wybitnych aktorów na całym świecie, ale oni grali tę rolę w filmach, teatrach, a Julek robił to codziennie, na żywo wśród ludzi i dla ludzi. Jego osobowość powodowała, że przyciągał jak magnes i nie dało się go nie lubić. Miał na podorędziu wiele życiowych przypowiastek, adekwatny do sytuacji wierszyk. Należało takich ludzi nagrywać. Dobrze że pozostało kilka nagrań z prowadzonego przez prawie trzy lata z red. Markiem Cynkarem z Radia Rzeszów Klub Wojaka Szwejka. Julian był stałym bywalcem biblioteki, dużo czytał zwłaszcza o czasach I wojny światowej oraz historii swojego kochanego miasta. Ta wiedzą dzielił się z turystami krążąc po fortach twierdzy Przemysl, czy mieście. Często zdarzało się, że donoszono mu, że jest jakiś artykuł, np. w wydawnictwie turystycznym, czy też dla kobiet i wtedy czytał o sobie.
Z Julkiem nie dało się szybko i spokojnie przejść przez Rynek, zwłaszcza gdy był w mundurze. Zaczepiali go wszyscy, mieszkańcy i turyści. Nigdy nie odmawiał rozmowy, zrobienia sobie z nim zdjęcia. Dawał do potrzymania kobietom swoją fajkę i po wykonaniu zdjęcia mówił: proszę państwo oto, ta Pani bez żadnego przymusu, przy ludziach trzymała mnie za fajkę, co wzbudzało zawsze dużo śmiechu. Julian ze swoim wieloletnim przyjacielem Wieśkiem Pełechem byli częstymi gośćmi, m.in. Czeskiej Gospody w Rzeszowie, czy Olsztynie gdzie przyjmowani byli z honorami i pełnym opierunkiem i wiktem.
Z Julkiem przemierzaliśmy szwejkowskie szlaki po CK Monarchii, Galicji, twierdzy Przemyśl i jego ukochanego miasta Przemyśla. Był rozpoznawalny w Ołomuńcu, Lipnicy na Sazawą, Humennem, Lwowie i kilkunastu miastach w Polsce, gdzie wiele osób podchodziło i pytało co tam w Przemyślu i że byli oraz podziwiali i wrócą znowu.
Gdy meldował włodarzowi miasta: „melduję się w służbie, jeszcze trzeźwy, ten spoglądając na zegarek na którym była godzina 10.00 odpowiadał krótko: gratuluję ! Czasami meldował też, że na terenie twierdzy nic szczególnego nie zaszło, są tylko dwie niepożądane ciąże. Zapytany o radę odpowiadał zgodnie z filozofią szwejkowską: „rób jak uważasz, pijany nie jesteś”. Swoimi kajdankami bez pardonu skuwał wielu polityków, gości zagranicznych, włodarzy miast, turystów ( pretekstem, np. był brak odpowiednich dokumentów ). Wielu z nich natychmiast żądało zrobienie im zdjęcia. Wiele żon czytając dokument „Idiota z urzędu”, jakim potraktował jej męża mówiło, że wreszcie ktoś się na nim poznał. Wiele osób szwejkowskie dokumenty w postaci przepustki, certyfikatu wicepierdoły, itp. ma zafoliowane lub w ramkach i wiszą one u nich na ścianie lub są eksponowane w biurach.
Mają swojego niedźwiedzia w Zakopanem, Lajkonika w Krakowie, pirata w Gdańsku. W Przemyślu był Szwejk, jak się okazało od samego początku skazany na sukces.
Już śp. Jan Rożański mówił, ze miasto na Szwejku zyska. Obserwując dzisiaj ilość gadżetów związanych ze Szwejkiem i twierdzą Przemyśl oraz stowarzyszeniem, którego Julian był wieloletnim członkiem, tak się stało. Szwejki z Cesarsko – Królewskiej Twierdzy Przemyśl stały się produktem turystycznym z odpowiednim przyznanym już w 2008 r. certyfikatem Polskiej Organizacji Turystycznej. Julian Smuk – Przemyski Szwejk solennie na to pracował do ostatniego dnia. Dzisiaj mieszkańcy miasta mówią, że widzą bardzo duże podobieństwo Juliana do Szwejka siedzącego na skrzyni z amunicją na przemyskim Rynku i wierzą, że to on – tak, niech tak będzie.
Gdyby Jarosław Haszek dzisiaj pisał Przygody Dobrego Wojaka Szwejka, zapewne wiele wspólnych tematów miałby gotowych właśnie od Julka.
Książka nie została dokończona, tak jak nagła śmierć Julka spowodowała, że został przerwany nasz wspólny los, nasze plany.
Niektórzy mówią, że szwejki pchają się wszędzie, ale zapewne niewielu wie, że Julek robił to społecznie, a wielu organizatorów podjeżdżało pod dom Juliana i po prostu go zabierali nie wyobrażając sobie imprezy bez niego. On nigdy nie odmawiał . Był zawsze przygotowany i punktualny. W mundurze CK Monarchii, z fajką, kajdankami, przepustkami i odpowiednimi certyfikatami.
Już dziesiąty rok jestem prezesem stowarzyszenia, które swój rozwój zawdzięcza takim ludziom, jak zmarły niedawno feldmarszałek Jan Hołówka, Julian Smuk oraz kilka lat wcześniej Stanisław Marko i Artur Kuczyński.
Oni tworzą szwejkowski regiment, już tam w niebiosach.
Jak mówił Julek: „między Bugiem, a Odrą i Nysą najważniejsze to my są i tylko my Cesarsko Królewskie Szwejki z Twierdzy Przemyśl wiemy, jak będzie ciężko że nic już nie będzie takie samo
Zbigniew Rużycki
prezes Przemyskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka
…” Melduję posłusznie, panie oberlejtnant, proszę o wybaczenie, dlaczego nigdy się nie dowiem, co zrobiłem takiego strasznego ? Ja, panie oberlejtnant, ośmieliłem się spytać jedynie dlatego, żeby się wystrzegać na przyszłość takich rzeczy, bo jak to powiadają, człowiek uczy się na błędach…”
CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”
Konserwator-praktyk i uczony
z Błażejem Szyszkowskim rozmawia Tomasz Pudłocki
Tomasz Pudłocki: Zawód konserwatora jest profesją rzadką. Dobrych konserwatorów brakuje zwłaszcza na polskiej prowincji. Co więcej, złą praktyką staje się przyuczanie do pracy konserwatorskiej. Pan będąc absolwentem Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie przeniósł się do dalekiego Przemyśla. To rzadki przypadek. Czym się Pan kierował?
Błażej Szyszkowski: Historia jest prozaiczna, w gruncie rzeczy zdecydowały sprawy związane z moim zatrudnieniem. Atutami były warunki – komfort pracy w nowocześnie urządzonym muzeum i bogate, wielodziałowe zbiory – które zawsze są dla mnie motorem do działań naukowych. Nastrój samego miasta również wydał mi się całkiem przyjazny do zamieszkania; brak konieczności długiego przemieszczania się do pracy itp. Muszę jednak szczerze przyznać, że nie łatwo zostawiałem warszawskie sprawy. Musiałem zrezygnować z pracy na Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz przerwać studia doktoranckie w Instytucie Sztuki PAN (kontynuowanie opracowywania tematu ściśle „varsavianistycznego” w Przemyślu już nie miało racji bytu).
T.P.: Przemyskie muzeum nie jest jednak Pańskim pierwszym miejscem pracy, o czym wszyscy śledzący Pańskie losy wiedzą. Świadczy o tym choćby pięknie wydana kilka lat temu monografia Aleksander Kokular – malarz i opiekun kolekcji wilanowskiej (Warszawa 2012). Co dały Panu lata pracy przy takich kolekcjach jak wilanowska?
B.S. Przyjemność obcowania z arcyciekawą panoramą malarstwa europejskiego, gromadzonego przez Potockich, śledzenie procesu kolekcjonowania i odkrywanie historycznych konserwacji – utrwalonych zarówno w samych obrazach jak i w przebogatym materiale archiwalnym. W ramach moich badań dokonałem identyfikacji i konserwowałem pierwsze przetransferowane na płótno malowidło sztalugowe – poddane temu zabiegowi na ziemiach polskich. Ten czas to szereg ciekawych kontaktów w ramach konferencji, wykładów gościnnych i przygotowań artykułów naukowych. Warto wspomnieć choćby o dobrej współpracy z kolegami – konserwatorami, historykami i historykami sztuki rozrzuconymi w muzeach – i o wspólnych inicjatywach w ramach Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Wydziału Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki w Krakowie i naturalnie macierzystych – Instytutu Sztuki PAN i Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki w Warszawie. Jak wiedzą moi przyjaciele, od lat jestem bardzo zaangażowany w badania nad historią konserwacji dzieł sztuki.
T.P. Po przeprowadzce do Przemyśla zainteresował się Pan m.in. postacią inż. Kazimierza M. Osińskiego – założyciela Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Przemyślu i powstałego przy nim muzeum, którego kontynuatorem tradycji jest obecne Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej. Czy wobec Pańskich dotychczasowych zainteresowań zmiana optyki na regionalną nie jest trochę zawężeniem zainteresowań badawczych?
B.S. Badania nad działalnością Kazimierza Osińskiego wpisują się w ramy głęboko zakorzenionego u mnie patriotyzmu lokalnego, te zainteresowania badawcze mieszczą się w nim (choć nie ograniczają się do niego). Naturalną koleją rzeczy było, że pracując w MNZP będę starał się nawiązać do dziedzictwa muzeum – Kazimierz Osiński jawił się nieuchronnie, podobnie jak aktywność w Towarzystwie Przyjaciół Nauk, którego członkiem jestem od blisko czterech lat.
T.P. Wiem, że podczas swoich badań stał się Pan wielkim miłośnikiem Lwowa. To miejsce, które nawet zasiedziali przemyślanie znają słabo (o ile w ogóle w nim byli), najczęściej żyjąc w krainie mitów o tym mieście. Dlaczego Lwów i lwowskie archiwa?
ale odpowiedź na to pytanie oraz wiele innych znajdziecie Państwo w wersji drukowanej Naszego Przemyśla
CZYTAJ WIĘCEJ W WYDANIU DRUKOWANYM MIESIĘCZNIKA ” NASZ PRZEMYŚL”