7 marca to rokrocznie smutne święto w Kaszycach. Ludzie wstrzymują się od prac i idą na cmentarz. Kładą wieńce i palą znicze. Nigdy nie zapomną. Doszło tu do największej pacyfikacji w obecnym Podkarpackiem.Hitlerowcy zaplanowali wszystko z odrażającą skrupulatnością. Rano zamówili sobie sutą kolację w folwarku, potem przez cały dzień mordowali.Chodzili od domu do domu i strzelali{youtube}lb5hBnd0c9Q{/youtube}Niemcy najpierw podzielili się na dwa, po zęby uzbrojone oddziały. Potem jeszcze dzielili się na dwu, trzyosobowe grupy. Chodzili od domu do domu i mordowali. Biada temu, kogo spotkali na drodze. Chodzili od domu do domu i zabijali każdego, kogo zastali. Była niedziela, ludzie z sąsiednich miejscowości poprzychodzili w odwiedziny. Dlatego trudno było ustalić dokładną liczbę zabitych tego dnia w Kaszycach, bo rodziny z innych wiosek, pozabierały ciała swoich bliskich na swoje cmentarze. Zginęli, bo byli Polakami.
Dopiero następnego dnia po tragedii mieszkańcy Kaszyc odważyli się wyjść z domów. Wszędzie leżały trupy, w domach i na drodze. Nie posłuchali niemieckich nakazów i ciała swoich bliskich i znajomych zaczęli zwozić do zbiorowej mogiły na miejscowym cmentarzu. Ludzie z innych miejscowości przyjeżdżali po ciała swoich. Z tego powodu trudno ustalić dokładną liczbę zabitych w Kaszycach. Najczęściej mówi się o 136 osobach. Wybieranych na chybił trafił. Od małych dzieci, po starców.