Nie kupuję misia z serduszkiem…

Na stronie na której zwykłam rozmawiać z osobami z różnych stron świata (nieee, nie jest to facebook) tematem, który zajmował wszystkich już od kilku dni było dzisiejsze międzynarodowe święto ważne niczym Boże Narodzenie – WALENTYNKI!
Pytano mnie już co planuję, z kim świętuję, czy prezenty, czy wyjścia czy ciastka czy kolacja czy może jeszcze coś…
Odpowiedź szokowała mojego rozmówcę jeszcze bardziej niż mnie pytania – nie obchodzę walentynek. Nie bo nie. Nie bo nie widzę w tym głębszego sensu. Nie, bo nie znam nikogo kto nazywałby się Walenty, abym mogła mu złożyć imieninowe życzenia.
Po co zakochanym święto, które obchodzą wraz z milionami innych zakochanych? Czy nie jest tak, że każda para wydaje się sobie być wspanialsza niż inne? Kochacie się bardziej i odczuwacie świat mocniej niż cała reszta ale świętować to już z nimi? Trochę wstyd…
To jest, moim zdaniem, już pierwszy problem z tym dniem. Uczczenie go nie wymaga zbyt wiele wysiłku. Inwencji. Można wejść do kwiaciarni i wyjść po 30 sekundach z pięknym bukietem. Był przygotowany już wcześniej, wchodzisz, bierzesz, idziesz dalej. Jaka oszczędność czasu! No a co dalej? Czekoladki, lizaki, kartki, pluszaki… Przejście jedną uliczką w supermarkecie może zaowocować całym naręczem prezentów. Nie trzeba się za nimi szczególnie rozglądać, tego dnia same wręcz pakują się do koszyków. Trudno znaleźć osobę, która postara się wyróżnić z tłumu i zaproponuje coś od siebie. Wszystko szybko, już, wszystko gotowe. W efekcie różowe puchate serduszka z uroczym „I love you” znikają ze sklepów w ekspresowym tempie a obdarowywane nimi osoby powinny się cieszyć bo ktoś o nich myśli.
Ale dostać prezent, taki sam jak dostało 6 naszych koleżanek cieszy jednak nieco mniej niż otrzymać coś wyjątkowego i wybranego specjalnie dla nas. Ja przynajmniej tak właśnie mam.
Kolejna sprawa – życzenia. Dlaczego właśnie wtedy? Jak dla mnie zdecydowanie bardziej romantyczne i ujmujące jest spontaniczne i niczym niewymuszone wyznanie zapisane na wyrwanej z zeszytu kartce i przyklejone do lodówki. I nie 14 lutego, kiedy wszyscy dostają karteczki a im więcej na nich serduszek i czerwonych róż, tym silniejsze uczucie wyrażają. Kiedy sięgasz rano po mleko do kawy i nagle zaskoczy Cię taki liścik radość będzie większa niż po otrzymaniu walentynkowej kartki. Chociażby było na niej nawet więcej kwiatków niż jest w stanie się zmieścić.
No ale takim poszarpanym listem nie sposób się pochwalić! No bo jak? Taki zwykły? Nie różowy? Zupełnie nie na pokaz! I to jest straszne. Intymność związku. W dzisiejszych czasach to pojęcie zupełnie przestaje istnieć. O wszystkim należy mówić na portalach społecznościowych. O tym jak obchodzimy Dzień Zakochanych też. Najlepiej transmisja online, jak nie da rady to w ostateczności może być też kompletna fotorelacja, ale najpóźniej do 16.00 dnia następnego. Nie ma fotki z wielką puchatą poduchą z sercem? No widać nie ma miłości! Pary, które nie chcą dzielić się sobą z całym światem, wliczając w to szefa i niewidzianą 15 lat koleżankę z klasy, na pewno przechodzą kryzysy albo już się dawno rozpadły a nieoznaczony status związku na facebooku jest równoznaczny z „wolny” tylko to taka opcja dla zawstydzonych tym stanem.
Walentynki. Nie miałabym nic do tego dnia, gdyby nie wrażenie, że zamiast świętem często bywa wymówką za wszystkie zaniedbane chwile. Kwiatek z kartką nie załatwią wszystkich narosłych niedopowiedzeń czy niewyjaśnionych spraw. No i po co czekać na ten jeden dzień, żeby powiedzieć najbliższej osobie, że ją kochamy? Kochamy czy mówimy o tym bo 14.02 trzeba? W ogóle „kochać” parę razy w roku, bo akurat wypada święto raczej nie jest szczególnie romantyczne.

Zakochani mają święto każdego dnia. Każdy jest wyjątkowy i sam w sobie może być okazją do złożenia życzeń czy podziękowania naszej Drugiej Połówce za to, że jest. Możemy do tego dopisywać różne okazje, naprawdę nie jest to trudne a kolacja z okazji miesięcznicy a nie tylko rocznicy dnia urodzin będzie miłą niespodzianką. Jeszcze fajniej świętuję się każdą wspólną okazją a tym może być nawet pierwsza wspólna jazda pociągiem.

Wszystkim zakochanym, polecam obchodzenie własnych świąt. I gwarantuję – ONA ucieszy się bardziej jeśli wyliczysz sobie (spoko, internet może zrobić to za Ciebie, jeśli z matematyką nieszczególnie Wam się układało) i nagle zaskoczysz ją życzeniami z okazji 500 dni związku niż walentynek o których nawet nie musisz pamiętać, bo świat zrobi to za Ciebie. Większą sztuką byłoby o nich zapomnieć ale to raczej nikomu nie grozi przy wszechobecnych serduszkowych dekoracjach.
Trochę wysiłku, pomysłowości i każda para będzie w stanie bardzo szybko przypomnieć sobie kilka ważnych dat i zrobić tylko swoje walentynki.
autor tekstu Klaudia K.