Jadąc w zeszłym tygodniu do pracy, szukałam stacji która złapie zasięg na odcinku, gdzie tracą się wszystkie fale. Nagle z szumu przebił się znajomy głos: niski, dźwięczny, radiowo-teatralny, bardzo dobrze rozpoznawalny przez większość Polaków. Był to urywek jednego z kazań do rodaków podczas pielgrzymki do ojczyzny w rozgłośni katolickiej, która zasięg ma chyba wszędzie… 🙂
Kiedyś głos Jana Pawła II był słyszalny co niedzielę, choćby w krótkiej wzmiance o tym, że papież pozdrowił ze swojego okna pielgrzymów z Polski. Tego dnia w samochodzie naturalnie rozpoznałam go bez zawahania, ale… był już jakiś bardziej obcy, a może tylko odległy. Wszak im rzadziej z czymś obcujemy, tym miej się z tym oswajamy. Dziś polski papież przypominany jest głównie przy okazji rocznicy urodzin i śmierci, ewentualnie pontyfikatu. Stąd moje zdziwienie, że usłyszałam go „bez okazji”.
Poza zdziwieniem przyszła również refleksja. Za czasów papieża Polaka posługa Karola Wojtyły była czymś oczywistym i na swój sposób nieskończonym. Tak ja, jak i wiele osób nie umiało sobie wówczas wyobrazić, jak to będzie, gdy Jana Pawła zabraknie. Wydawało się, że świat się zatrzyma utraciwszy bezpowrotnie tego jednego człowieka.
Ale się nie zatrzymał. Zamarł na chwilę, zwolnił …