(Nie)odnawialne źródła zaufania

Gdy jestem przypadkowym świadkiem rozmów telefonicznych – w pracy, w autobusie, sklepie czy na ulicy – staram się odwracać własną uwagę, żeby nie skupiać się na komunikatach, których nie jestem docelowym odbiorcą. Mimo iż osoby dzwoniące i odbierające telefon w miejscach publicznych niejako zgadzają się na postronnych słuchaczy, to jednak bycie przymusowym świadkiem nie zawsze jest dla mnie komfortowe. Przede wszystkim dlatego, że wypowiadane treści bywają tak ciekawe, szokujące, albo zabawne, że zdarza mi się podążać za tokiem rozmowy. I nie byłoby w tym może nic szkodliwego, gdyby nie sytuacje, w których muszę się pilnować, żeby nieproszona nie włączyć się w rozmowę.

Tak jak wtedy, gdy usłyszałam komentarz wypowiedziany do słuchawki zdecydowanym tonem: „…prawda jest taka, że ufać można tylko sobie!”

Ponieważ reprezentuję całkowicie odmienne podejście, przez myśl przemknęła mi riposta: „Mów za siebie, to twoja prawda. Nie jest ani obiektywna, ani absolutna. Na szczęście.”

Skądinąd wiem, że autorowi tych słów wielokrotnie daleko było do zachowań uczciwych, lojalności czy czasami nawet do zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. I od razu nasunęło mi się skojarzenie z mentalnością złodzieja: ja kradnę, to znaczy, że wszyscy kradną. Jeśli ja podkładam ludziom świnie, to inni pewnie mi też, więc szczytem naiwności byłoby ufać komukolwiek.
CZYTAJ WIĘCEJ …